Jeśli rośliny, a szczególnie kwiaty dają wam radość, to prawdopodobnie macie je w każdym zakątku swojego domu. Ja tak mam. Po prostu, aż za dużo. Szkoda mi wyrzucać takie, które ledwo, ledwo. Zmieniam ich pozycję, przenoszę do innego pokoju, podlewam specjalnymi miksturami tylko dla nich. Czasem to pracuje, czasem nie – samo życie i umieranie. Niemniej chlubię się tym, iż cała moja, niemała przecież rodzina, znosi do mnie różne rośliny jak do szpitala na odratowanie, jeżeli rośliny są w bardzo złym stanie. Często takie rośliny przychodzą do mnie jak do sanatorium, żeby je podleczyć. Fajnie tak – jestem sławna jako uzdrowicielka kwiatów doniczkowych. Ilość takich roślin do podleczenia nasila się zwykle w lutym. Kwiaty są tak samo znużone zimą, jak i my. Dodatkowo od lutego są one bardziej narażone na różne pasożyty, które się budzą pierwsze i zaczynają swój zwariowany taniec życia pasożyta na małej i bezbronnej roślinie w doniczce. Czego my tutaj nie mamy! Różne muszki latające jak zwariowane po całym domu, wełnowce, przędziorki i wciornastki. Każdy z tych szkodników roślin doniczkowych ma odpowiednią nazwę angielską, a także sposób radzenia sobie z nimi. I tu ciekawostka, polska metoda radzenia sobie z tymi szkodnikami jest inna niż angielska,. Choć przecież są to te same szkodniki. To trochę tak jak z metodami wygonienia ślimaków z ogrodu. Jest tych sposobów wiele, wiele wypróbowałam, niestety większość nie pracuje. A ślimaki mają się znakomicie, są coraz tłuściejsze i dłuższe, bo nakarmione marchewkami, ziemniakami, a choćby opite piwem! To piwo powinni je tak zachęcić, iż nawalone piwem miały się potopić. Piwo wypiły, ale nie utopił się ani jeden. – Może zmarł po przepiciu? – pociesza mnie mój mąż. Ten też się boi, iż jak przedobrzy w szopie z koleżkami, to go może spotkać zagłada z nieumiarkowania w jedzeniu i piciu.
Więc walcząc z tymi wciornostkami, zimorodkami, tarcznikami, mszycami, wełnowcami i przędziorkami, nie zauważyłam sukcesu hodowlanego. Intensywnie, choćby ze szkłem powiększającym, wyglądając tych wrednych szkodników nie zauważyłam, iż moje szlumbergera ponownie okryła się kwieciem. Tak sobie cichutko przycupnęla w zimnym pokoju (około 12 stopni), i nie pytając o nic nikogo po prostu zakwitła jeszcze raz. O tej szlumbergerze pisałam kiedyś, bo funkcjonuje pod kilkoma nazwami, choć to ta sama roślina, z pięknymi kwiatami, z reguły kwitnąca w okolicach Bożego Narodzenia. Kiedyś zrobiło się w mojej rodzinie i wśród moich znajomych niezłe zamieszanie, bo każdy tę roślinę nazywa po swojemu. A to grudnik, a to zygokaktus, z to kaktus Bożego Narodzenia. Dopiero jak zrobiłam szlubergerze zdjęcie (z komórki), to wszystko stało się jasne, bo pokazywałam czy to o tę roślinę chodzi,
Więc z rana, zwalczając wełnowca roztworem z sody oczyszczonej, kątem oka mignęła mi pięknie rozkwitła szlumbergera. Taka miła niespodzianka. Powinniśmy podobną niespodziankę sprezentować naszym bliskim. jeżeli nie mamy kwitnącej szlumbergery to można ich zaprosić na pączusia w tłusty czwartek, 27 lutego. Taka mała serdeczna niespodzianka z pączusiem – a trochę euforii z podtrzymywanie polskiej tradycji .
Michalinka, 22 lutego, 2025