Mężczyzna zmuszony poświęcić swojego psa z powodu braku środków na jego ratunek.

6 dni temu

Pewien mężczyzna musiał poświęcić swojego psa, bo nie miał środów, by go uratować.
Staruszek przyprowadził swego psa na eutanazję, gdyż nie stać go było na leczenie wiernego przyjaciela. Widząc łzy mężczyzny i smutek zwierzęcia, weterynarz podjął jedyną słuszną decyzję

Mówią, iż szczęścia nie można kupić za pieniądze, ale czasem to właśnie one decydują o naszych losach. Staruszek nie miał ani grosza oszczędności, gdy lekarze przedstawili mu rachunek za uratowanie życia czworonożnego towarzysza.

W gabinecie weterynaryjnym panowała cisza. Lekarz przyglądał się tej parze: kundel leżał na stole, a jego pan pochylony nad nim, machinalnie gładził jego ucho. Słychać było tylko ciężki oddech psa i stłumione łkania człowieka. Staruszek nie chciał pożegnać przyjaciela i płakał.

Marek Nowak, młody weterynarz, nieraz widział podobne wybuchy emocji podczas eutanazji zwierząt. Było to zrozumiałe, bo ludzie przywiązują się całym sercem do swych futrzastych towarzyszy. ale ta sytuacja wydała mu się wyjątkowa.

Marek pamiętał, jak po raz pierwszy ujrzał tę parę trzy dni wcześniej, stojącą przed drzwiami jego gabinetu. Skromny staruszek przyprowadził wtedy swego dziewięcioletniego psa, Burego, na pilną konsultację. Zwierzę od dwóch dni nie mogło wstać, a starszy mężczyzna był głęboko zaniepokojony. Jak wyjaśnił, poza Burym nie miał już nikogo.

Marek zbadał psa. Okazało się, iż cierpiał na ciężką infekcję, wymagającą natychmiastowego i kosztownego leczenia. W przeciwnym razie zwierzę mogłoby umrzeć w strasznych męczarniach. jeżeli nie może pan go leczyć, to eutanazja będzie bardziej humanitarna powiedział weterynarz suchym tonem. Teraz Marek mógł sobie wyobrazić, co wtedy czuł ten człowiek, ale w tamtej chwili choćby nie pomyślał o jego rozpaczy.

Po słowach lekarza staruszek wysypał na stół garść drobnych i pomiętych banknotów zapłatę za usługę. Wziął Burego na ręce i wyszedł. A teraz wrócił do gabinetu. Przepraszam, doktorze, zebrałem tylko na eutanazję szepnął klient, spuszczając wzrok.

Gdy staruszek poprosił jeszcze o pięć minut, by pożegnać się z przyjacielem, Marek Nowak patrzył na nich i nie rozumiał, dlaczego świat jest tak niesprawiedliwy. Często ci, którzy mają miliony, traktują żywe istoty z obojętnością, a tu, biedny staruszek i jego umierający pies przepełnieni byli taką miłością.

Młodemu weterynarzowi ściśnęło się gardło. Położył dłoń na ramieniu starca. Wyleczę go powiedział drżącym głosem wyleczę pana Burego na mój koszt. Nie pozostało tak stary. Będzie jeszcze biegał. Poczuł, jak ramiona staruszka drżą pod jego dłonią od cichego szlochu.

Tydzień później Bury już pewnie stał na łapach. Kroplówki i odpowiednie, troskliwe leczenie zrobiły swoje. Młody doktor czuł się szczęśliwy. Może uczynił tylko mały gest dla zdesperowanego starca i bezpańskiego kundelka, ale w rzeczywistości było to wielkie dobrodziejstwo.

Na szczęście na świecie jeszcze spotyka się wrażliwych i szlachetnych ludzi!

Idź do oryginalnego materiału