Dawno temu, w malowniczych lasach Podlasia, grupa turystów wyruszyła na wędrówkę. Rozbili obozowisko, rozpalili ognisko, śpiewali pieśni i cieszyli się wypoczynkiem. Wszystko było doskonale, aż do chwili, gdy zauważyli, iż jednego z nich mężczyznę około trzydziestu pięciu lat nie ma.
Z początku nikt się nie przejął, myśląc, iż poszedł zrobić zdjęcia i zaraz wróci. ale minuty mijały, a niepokój rósł.
Tymczasem ów mężczyzna, Tomasz Nowak, szedł leśną ścieżką z aparatem w dłoniach. Spostrzegł rzadką roślinę przy drodze, zatrzymał się, by ją uwiecznić, a gdy podniósł głowę, ze zgrozą zrozumiał ścieżka zniknęła. Rozejrzał się wszędzie tylko gęste zarośla.
Hej! zawołał. Jestem tutaj!
Lecz odpowiedziała mu tylko cisza. Ruszył przed siebie, licząc, iż trafi na głosy lub dym ogniska, ale z każdą chwilą gubił się bardziej. Woda w butelce gwałtownie się skończyła, jedzenia nie miał wcale. Las pogrążał się w mroku, robiło się zimno, a strach narastał.
Godzinami krzyczał, wołał o pomoc, ale nikt nie odpowiadał. Nagle w ciszy rozległ się dziwny odgłos jak charkot lub jęk. Tomasz zastygł, serce waliło mu jak młot. Spodziewał się wilka lub dzika, ale z krzaków wyłonił się jeleń.
Zwierzę było w opłakanym stanie szyja i tułów ściśnięte grubym sznurem. Jeleń szarpał się, charczał, ledwo oddychając.
Boże wyszeptał Tomasz, ostrożnie podchodząc. Spokojnie, nie jestem wrogiem. Pomogę ci.
Powoli wyciągnął dłoń, by nie spłoszyć zwierzęcia. Jeleń tupał niespokojnie, parskał, ale nie uciekał jakby rozumiał, iż człowiek chce mu pomóc.
Tomasz wyciągnął nóż i, przeklinając pod nosem, zaczął przecinać sznur. Przy każdym ruchu jeleń drżał, ale stopniowo się uspokajał.
Wreszcie sznur opadł na ziemię. Zwierzę wciągnęło głęboko powietrze i zastygło, patrząc prosto w oczy człowieka.
Już jesteś wolny odetchnął Tomasz, cofając się.
Wtedy stało się coś niezwykłego, po czym mężczyzna stał w osłupieniu, nie wiedząc, co robić.
Jeleń wydał długi, przeciągły dźwięk, jakby nawoływanie. Potem ruszył powoli w głąb lasu, raz po raz oglądając się przez ramię, jakby zachęcał do podążania za sobą.
Tomasz zawahał się, ale dziwne przeczucie podpowiedziało mu: idź. Ruszył za zwierzęciem.
Pół godziny przedzierali się przez gęstwinę. Tomasz ledwo trzymał się na nogach, ale szedł za swoim nieoczekiwanym przewodnikiem. Nagle między drzewami zamigotały światełka.
Serce mu zamarło to było ognisko. Wyszedł na polanę, gdzie jego towarzysze siedzieli pełni niepokoju, zaniepokojeni jego zniknięciem.
Obrócił się, by podziękować jeleniowi, ale zwierzę zniknęło. Tylko cichy szelest gałęzi w oddali zdradzał, iż rozpłynął się w nocnym lesie.