Mężczyzna uratował jelenia, którego szyja i tułów były ciasno oplecione liną: ratunek zwierzęcia i niesamowite zdarzenie, które nastąpiło później

polregion.pl 5 dni temu

Dawno temu, gdy lasy Polski jeszcze tętniły dawną magią, grupa turystów wyruszyła na wędrówkę po malowniczych borach Mazowsza. Rozbili namioty nad brzegiem jeziora, śpiewali przy ognisku stare pieśni i cieszyli się letnim wieczorem. Wszystko było piękne, dopóki nie spostrzeżono, iż jeden z nich mężczyzna około trzydziestu pięciu lat, Wojciech Nowak zniknął bez śladu.
Początkowo nikt się nie martwił. Myśleli, iż odszedł, by uwiecznić aparatem piękno przyrody. ale gdy mijały minuty, niepokój rósł jak mgła nad bagnami.
Tymczasem Wojciech szedł leśną ścieżką, wpatrzony w obiektyw. Nagle dostrzegł rzadki kwiat paproci przy drodze. Schylił się, zrobił zdjęcie, a gdy podniósł głowę serce zamarło mu w piersi. Ścieżka zniknęła. Obejrzał się tylko gąszcz i mrok.
Hej! krzyknął, ale echo odpowiedziało mu ciszą.
Błąkał się na oślep, nasłuchując śpiewu przyjaciół lub dymu ogniska. ale z każdą chwilą gubił się bardziej. Butelka wody dawno była pusta, a zapasów nie wziął ze sobą. Zmierzch zapadał coraz głębiej, a strach ściskał gardło.
Godziny mijały, jego wołania ginęły w pustce. Nagle wśród szelestu liści usłyszał dziwny odgłos chrapliwy jęk. Serce zabiło mu jak dzwon. Spodziewał się wilka lub dzika, ale z gęstwiny wyłonił się jeleń.
Zwierzę było w opłakanym stanie gruby sznur ściskał mu szyję i tułów, ledwo mógł oddychać.
Boże… szepnął Wojciech, powoli podchodząc. Spokojnie, nie skrzywdzę cię.
Wyciągnął nóż i z trudem przeciął splątane liny. Jeleń wzdrygał się, ale nie uciekał jakby rozumiał, iż człowiek pragnie tylko pomóc. Gdy ostatni węzeł opadł na ziemię, zwierzę odetchnęło głęboko i spojrzało prosto w oczy Wojciecha.
Już po wszystkim wyszeptał mężczyzna, cofając się.
Wtedy stało się coś niezwykłego.
Jeleń wydał przeciągły, niemal ludzki dźwięk, jakby nawoływał. Potem ruszył w głąb lasu, raz po raz oglądając się, jakby zachęcał, by iść za nim.
Wojciech zawahał się, ale coś kazało mu podążyć za zwierzęciem. Szli przez gęstwinę dobrą godzinę, aż wreszcie między drzewami zamigotały światełka. To było ognisko!
Wyszedł na polanę, gdzie jego przyjaciele Zofia, Marek i Bogdan siedzieli bladzi ze strachu. Gdy go ujrzeli, wybuchnęli radością.
Gdzie ty byłeś?! krzyknęła Zofia, chwytając go za rękę.
Wojciech odwrócił się, by podziękować swojemu przewodnikowi, ale jeleń już zniknął. Tylko szelest liści zdradzał, iż wcale nie był złudzeniem.
I tak oto las, który mógł stać się jego grobem, dzięki tajemniczej łasce stał się drogą do domu. A od tamtej nocy Wojciech nigdy już nie wątpił, iż w polskich borach wciąż mieszka dawna magia.

Idź do oryginalnego materiału