Stary człowiek musiał poświęcić swojego psa z braku środków, by go uratować.
Przywiódł swego czworonożnego przyjaciela na eutanazję, bo nie stać go było na leczenie. Widząc łzy mężczyzny i smutek zwierzęcia, weterynarz podjął jedyną słuszną decyzję
Mawia się, iż szczęścia nie kupi się za pieniądze, ale bywa, iż to właśnie one decydują o ludzkich losach. Staruszek nie miał ani grosza przy duszy, gdy lekarze przedstawili mu rachunek za ratowanie życia wiernego towarzysza.
W gabinecie panowała cisza. Weterynarz obserwował tę parę: kundla leżącego na stole i jego pana, pochylonego nad nim, który nieśmiało gładził psu uszy. Słychać było tylko ciężki oddech psa i stłumione łkania człowieka. Starzec nie chciał rozstać się z przyjacielem i płakał.
Marek Kowalski, młody weterynarz, nieraz widział podobne wybuchy emocji przy eutanazji zwierząt. To zrozumiałe ludzie przywiązują się całym sercem do swych futrzastych towarzyszy. Ale ten przypadek wydał mu się wyjątkowy.
Przypomniał sobie, jak trzy dni wcześniej ten sam staruszek przyszedł do jego kliniki z dziewięcioletnim psem, Burkiem. Zwierzę od dwóch dni nie mogło się podnieść, a zmartwiony opiekun wyznał, iż poza Burkiem nie miał już nikogo na świecie.
Badania wykazały ciężką infekcję wymagającą natychmiastowego i kosztownego leczenia. Inaczej pies umarłby w męczarniach. jeżeli nie stać pana na terapię, bardziej humanitarna będzie eutanazja powiedział wówczas stanowczo lekarz. Teraz Marek rozumiał, co wtedy czuł staruszek, choć wtedy nie miał o tym pojęcia.
Po tych słowach mężczyzna wysypał na stół garść drobnych i pomiętych banknotów zapłatę za usługę. Wziął Burka na ręce i wyszedł. A dziś wrócił. Wybaczcie, doktorze, uzbierałem tylko na eutanazję szepnął, nie podnosząc wzroku.
Gdy starzec poprosił o pięć minut na pożegnanie, Marek patrzył na nich i nie rozumiał, dlaczego świat jest tak niesprawiedliwy. Ci, którzy mają miliony, często traktują żywe istoty z obojętnością, a tu biedny staruszek i umierający kundel przepełnieni byli taką czułością.
Z gardła młodego weterynarza wydarł się cichy jęk. Położył dłoń na ramieniu starca. Wyleczę go powiedział drżącym głosem. Wyleczę pana Burka na mój koszt. To jeszcze młody pies, będzie mógł biegać. Pod jego dłonią ramiona starca zadrżały od cichego szlochu.
Tydzień później Burek stał już pewnie na łapach. Kroplówki i odpowiednia opieka zdziałały cuda. Młody lekarz czuł się szczęśliwy. Może to był drobny gest dla zrozpaczonego staruszka i bezpańskiego kundla, ale w głębi serca wiedział, iż to akt prawdziwego człowieczeństwa.
Dobrze, iż na świecie są jeszcze wrażliwi i wielkoduszni ludzie.

5 godzin temu





