Mężczyzna musi poświęcić swojego psa z powodu braku środków na jego ratunek.

polregion.pl 4 godzin temu

Pewien mężczyzna musiał poświęcić swojego psa, bo nie miał pieniędzy, żeby go uratować.
Starszy pan przyprowadził swojego psa, żeby go uśpić, bo nie stać go było na leczenie. Widząc łzy mężczyzny i smutek w oczach zwierzęcia, weterynarz podjął jedyną słuszną decyzję…

Mówi się, iż szczęścia nie można kupić za pieniądze, ale czasem to właśnie one decydują o naszym losie. Staruszek nie miał ani grosza przy duszy, gdy lekarze pokazali mu rachunek za uratowanie jego czworonożnego przyjaciela.

W gabinecie weterynaryjnym panowała cisza. Lekarz patrzył na tę parę: kundelka leżącego na stole i jego właściciela, pochylonego nad nim, który machinalnie gładził psa po uchu. Słychać było tylko ciężki oddech zwierzęcia i stłumione łkania mężczyzny. Staruszek nie chciał się rozstać ze swoim przyjacielem i płakał.

Marek Kowalski, młody weterynarz, często widywał takie emocje przy uśpieniach. To zrozumiałe ludzie mocno przywiązują się do swych futrzastych towarzyszy. Ale tym razem czuł, iż to wyjątkowa sytuacja.

Przypomniał sobie, jak trzy dni wcześniej ten sam duet stanął w drzwiach jego gabinetu. Nieśmiały starszy pan przywiózł swojego dziewięcioletniego psa, Burego, na pilną wizytę. Zwierzę od dwóch dni nie wstawało, a mężczyzna był wyraźnie zaniepokojony. Jak wyjaśnił, poza Burym nie miał już nikogo.

Marek zbadał psa. Okazało się, iż cierpiał na ciężką infekcję, wymagającą natychmiastowego i kosztownego leczenia. W przeciwnym razie zwierzę umarłoby w męczarniach. jeżeli nie może pan go leczyć, to eutanazja będzie bardziej humanitarna powiedział wtedy sucho weterynarz. Teraz Marek mógł sobie tylko wyobrazić, co wtedy czuł ten mężczyzna, ale wtedy choćby nie pomyślał o jego rozpaczy.

Po tych słowach staruszek wysypał na stół garść drobnych i pomiętych banknotów zapłatę za usługę. Wziął Burego na ręce i wyszedł. A teraz wrócił. Przepraszam, doktorze, udało mi się uzbierać tylko na uśpienie powiedział cicho, nie podnosząc wzroku.

Gdy staruszek poprosił o jeszcze pięć minut na pożegnanie, Marek patrzył na tę parę i nie rozumiał, dlaczego świat jest tak niesprawiedliwy. Często ci, którzy mają miliony, traktują żywe istoty jak przedmioty, a tu biedny staruszek i jego umierający pies okazywali tyle czułości.

W gardle młodego weterynarza zaschło. Położył dłoń na ramieniu mężczyzny. Wyleczę go na mój koszt powiedział drżącym głosem. Bury jeszcze nie jest taki stary. Będzie mógł biegać. Wyczuł, jak pod jego dłonią drżą ramiona staruszka od cichych łkań.

Tydzień później Bury już pewnie stał na łapach. Kroplówki i odpowiednie leczenie zrobiły swoje. Młody lekarz czuł się szczęśliwy. Może to był tylko mały gest dla zdesperowanego staruszka i zwykłego kundelka, ale w rzeczywistości akt wielkiej dobroci.

Na szczęście na świecie wciąż są wrażliwi i hojni ludzie!

Idź do oryginalnego materiału