Metafizyka trwania

3 tygodni temu

Poezja Danuty Sułkowskiej ma w sobie coś amorficznego, coś niezrozumiałego, a przez to fascynującego, coś trudnego do uchwycenia i zakwalifikowania, przy czym poezja ta w sposób głęboki i ściśle powiązany z naturą rzeczy opisuje kondycję naszego współczesnego człowieczeństwa wobec odwiecznej potęgi absolutu.

To poezja łamigłówek, intelektualnych wyzwań, piękna ukrytego w zwyczajności, a jednocześnie poezja silnie zaburzająca nasz wewnętrzny błogostan, nasze warstwy zabezpieczeń i otulin przed brutalnością tego świata. Metaforyka Sułkowskiej zmusza do refleksji, do zastanowienia się, do poddania w wątpliwość stanu uciszenia naszych wnętrz i wyzwala burzę w duszach, w sercach i w świadomości. To ważna poezja, nie pozostawiająca nikogo obojętnym. Stanowiąca wyzwanie dla czytelnika, przy czym nagradzająca go głębią przeżycia, ekwilibrystyką namysłu i zapamiętania ważnych słów, kroczących za ważnymi emocjami. Sułkowska wiąże ze sobą płynność świata jaki nas otacza ze stanem naszych sumień i rozważa je w łączności z dramatem upływającego stale czasu, który u Sułkowskiej przyjmuje postać nurtu rzeki, szumu padających kropli deszczu, czy innych wysoce malowniczych przejawów zamyślenia nad tym, iż czas stale przybliża nas ku ostateczności.

Bardzo lubię wiersze Danuty Sułkowskiej. Rzekłbym od pierwszego spotkania z nimi. Ich metafizyczna zaczepność powoduje chęć powtórnej lektury, lektury nadobowiązkowej, a jednocześnie magnetycznie wskazanej dla odkrycia podskórnych znaczeń, ukrytych sensów oraz myśli pomiędzy wersami, jak dla przykładu w wierszu rozpoczynającym interesujący tom „Ślady na wodzie” zatytułowanym „Mapa rzeki

moja rzeka nie pozwala się opisać

wczoraj odkryłam wir na miejscu

przedwczorajszej mielizny

naniosłam zmiany na mapie

tak zmiany bo było ich więcej

naprzeciw starego młyna nurt zmienił kierunek

olszyna runęła w przesmyk między wyspą a brzegiem

w trzcinach przed piaszczystą łachą

powstały dwa gniazda perkozów

kacze trudno zliczyć

nie można przejść w bród

w miejscu zawsze bezpiecznym i pewnym

na zakręcie z nawisu skalnego odpadły kamienie

odbija się od nich prawe ramię rzeki

trochę przeskakuje

reszta wypłukuje jaz pod grupą sosen

woda

codziennie opływa mnie inaczej

zmiany nurtu kształt i barwy fali

szkicuję tylko

dokładność w malowaniu ciała rzeki

nie jest na razie dla mojej ręki możliwa

są jeszcze szepty szumy

śpiew pomruki a także huk

zawsze groźny na szczęście nieczęsty

rozpoznałam zaledwie kilka liter alfabetu

mowy rzeki

jeśli się nie mylę

Nota bene w zasadzie cała poezja Danuty Sułkowskiej kojarzy mi się z pewną symboliczną rzeką, z nurtem w sensie metafizycznym, czy choćby w sensie drogi, a może i upływającego czasu i (tutaj) naszej, ludzkiej z tymi kategoriami relacji. Całość bowiem naszego doświadczenia to położenie (zajęcie swojego stanowiska) wobec wszechświata, a owa „płynność” materii i wymiarów to jakby nasza tragedia wobec dramatu istnienia. Wszystko przemija, a rolą poezji jest to zobrazować, zamknąć w ramy słowa, dzieląc się z czytelnikiem, a jednocześnie podzielając i jego i własne obawy co do: losu, przeznaczenia, determinacji i skazania na … wieczność?

Poezja to misja, to katharsis, zbawienie wręcz i poszukiwanie wartości największej. To wszystko u Sułkowskiej krąży gdzieś między słowami, między wierszami, między znaczeniami, z tym wszystkim się tutaj konfrontujemy, a jest to spotkanie ożywcze, rześkie, zapładniające. Weźmy wiersz „Pada”

Pada

a rzeka myśli iż to tylko dla niej

te muskania i chłostania z góry

do dreszczu do pulsowania dygotania

do fali drobnej jak łuska ryby i do huczącej

groźnie skręconej w spiralne wiry wężowo lejowato

na wskroś od grzbietu w pianach do dna zmąconego

Pada

a rzeka myśli iż to tylko dla niej

te miliardy kropel wnikających z góry w jej zachłanne wnętrze

i te strumienie wezbrane spieszące z szumem

tęsknoty do niej

zawsze do niej

Pada

zieleń coraz bujniejsza wszędobylska zuchwała

drzewa zrzucają konary zboża się kładą z przepicia

na podwórku sześcioletni Jasiek próbuje nie spaść ze starej

opony i wygrać zawody w pływaniu ze stadem kaczek

Pada

a rzeka myśli iż to wszystko dla niej

Ponownie mamy tu ów wciągający motyw rzeki, symbol naszego życia w upływaniu. Rzeka jest fascynująca. Magnetyczna. Można siedzieć i patrzeć w jej nurt godzinami, aby pisać wiersze. Twoja rzeka i moja rzeka, nasza rzeka, rzeka istnienia. Nasze rzeki są innymi rzekami prawdopodobnie niż rzeka Danuty Sułkowskiej, choć źródła i natura ich systematyki są z pewnością takie same, ale ich inność polega na prywatności doświadczeń i w kwintesencji osobności choćby wizji twórczych, ale nasza wspólnota opiera się na stawianiu tożsamych pytań, na tożsame wątpliwości, lęki, obawy czy ekspresje jako nieodrodne elementy natury człowieka filozoficznego, który ma odwagę pytać.

Jednak Sułkowska to nie tylko filozofia. To poezja w pełnym wymiarze. Poezja poruszająca wiele tematów, spraw, dusz, sumień i egzystencji. Poezja szerokokątna jak obiektywy fotograficzne, ale choćby bardziej do poetki chyba pasuje porównanie impresjonistyczne z dziedziny malarstwa. W wierszu „Po powodzi” zapytamy – czym jest ta powódź? Ja wciąż o to pytam.

teraz wystarczy tylko posprzątać

opłakać i pogrzebać

zasiać posadzić wybudować

zastąpić

odzyskać jak najwięcej siebie

wznieść tamy

ślady wielkiej wody

przetrwają pod warstwami nowych zdarzeń

mówić się będzie

to było przed powodzią

może już nigdy

nie wejdziesz do strumienia

stary dom wypięknieje we wspomnieniach

wzniesiesz nowy za wysokim murem

albo staniesz się ptakiem

i tylko czasem pochwycisz kroplę wody

z bezimiennej rzeki

Czy – dajmy na to – moja powódź wydarzyła się wtedy to, a wtedy? Dajmy na to… Potem przechodzimy do krainy wspomnień, a te rządzą się własnymi prawami. Mitologizują. Niwelują wspomnienia złe, wymazując je z czasem, a pielęgnują te ciepłe, dobre, piękne wspomnienia, bo człowiek jest istotą dobrą, z natury – zło wypiera podświadomie, a ulega mu, bo ono… jakże kusicielsko kusi, począwszy od jabłka po spożyciu Ewy, Adam przecież potem został sam, sam się zatem w konsekwencji później rodzi i sam umiera i tak się w uproszczeniu nasz ludzki los metaforycznie przedstawia. Można w to nie wierzyć, tylko logicznie sprawę ujmując, to w co wierzyć? We współczesne zezwierzęcenie nie obrażając oczywiście natury i bytu zwierząt, które wbrew pozorom mają stabilną i mądrą hierarchię wartości i nie czynią zła dla przyjemności, a jedynie dla przetrwania gatunków.

Człowiek poszedł o wiele dalej w perfidii, wyrafinowaniu, w ewolucji odmian zła. Stąd dziś taka potrzeba dobra, taka za nim tęsknota, taka frustracja jego eliminacją, brakiem, czy wręcz jego defraudacją, której właśnie poezja usiłuje się dziś przeciwstawić, poezja jako kierunek, jako nurt, jako zjawisko, a nasza, znakomita poetka Nowosądecka, poetka Krakowska i po prostu nasza – Danuta Sułkowska świetnie się wpisuje w ten nurt współczesnej poezji polskiej usiłującej ocalić wartości i busolę sensu wobec globalnego zidiocenia całych mas społecznych, wobec ich ogłupieniu, zamrożeniu umysłów i myślenia, wobec zatrucia ciała słowa i dusz wszelakich, wobec upadku duchowości, na korzyść materii, uciech i lekkomyślności w tych wszystkich tęczowych dziś odsłonach hedonizmu.

Być może daleko zawędrowałem w tych moich dywagacjach związanych z poezją Danuty Sułkowskiej, acz jest to poezja głęboko humanitarna, poezja niezgody na dojmującą współczesność, wreszcie poezja liryczna mocno wskazująca na źródła naszego ocalenia z tego globalnego chaosu nam fundowanego na co dzień. Słowa padają ważne, istotne, wytrawnie skonstruowane, po mistrzowsku zespolone z metaforą, z refleksją, z drogowskazem dla współczesnych. Świetnie się czyta Danutę Sułkowską, gdyż wszystkie wiersze poruszają jakąś strunę w nas, dają do myślenia, przeżycia i wniknięcia w emocje niezbędne do odkrycia siebie i świata.

Zatem na koniec, jako pośredni dowód fascynacji i refleksji przeczytajmy na przykład „Prywatną arytmetykę

Liczy się tylko ten krok który teraz robię

i następny i jeszcze W sumie siedem od okna

do stołu z komputerem Liczy się też przedświt

dosyć szary bez niebieskawych fal śniegu

choć styczeń Liczy się podobnie jak kawa

w kubku z fragmentem obrazu Vincenta

One są wykonywane on dostrzegany

ona pachnie kawą i smakuje kawowo

I liczy się kalendarz z którego zrywam

wczorajszy dzień Czuję pod palcami

zapowiedź kilkuset nowych dni Nadzieję

na podobne ranki a po nich południa i zmierzchy

Ma też znaczenie oderwana właśnie kartka

Dobrze się pamięta oznaczony na niej dzień

Można przywołać jakieś rozmowy przeprowadzone

spotkania odbyte teksty przeczytane widoki

obserwowane albo tylko widziane przelotnie

Troszeczkę się tego jeszcze doświadcza

Odrobinę odczuwa sens nastrój

przebieg kształty i kolory

Liczą się też dawniejsze a także bardzo odległe

prastare choćby sprawy jeżeli pozostały obrazem

drgnieniem emocji w pamięci

Dzieją się jeszcze czasem

Trochę nieostro mgliście niedokładnie

czasem wysoce fałszywie

Niektóre nabrały blasku i kolorów

inne pociemniały albo zmieniły kształty

porządek elementów a choćby ich rangę

Ale liczą się

Wracają

Liczą się i wracają prastare sprawy i … nowy dzień. Powinność poety XXI wieku. Ocalić prastarość i nowy dzień. Nowy świat oparty na: miłości, wierze i nadziei, na całej ludzkości, na sumieniu, na konsekwencji, misji i idei, na prastarych nostalgiach i prastarych świętościach ku świętościom nowym – dopiero przed nami, a rzeka niech płynie dalej, niech przyciąga nas ku sobie i niech zatrważa nasze serca … ku poezji.

Idź do oryginalnego materiału