**Dziennik 15 maja 2024**
Mamo, tata miał rację, mówiąc, iż nie wszystko u ciebie w głowie gra! Teraz sam widzę, iż jesteś nienormalna. Może leczenie by pomogło?
Antonina Kowalska spojrzała na syna z niedowierzaniem. Zawsze był trudnym chłopcem, ale żeby tak otwarcie rzucać matce w twarz takie słowa?
Nigdy by nie pomyślała, iż po dwudziestu pięciu latach małżeństwa przyjdzie jej się rozstać z mężem. A jednak to ona podjęła tę decyzję.
Pewnego dnia nagle zrozumiała, iż go nie zna. Wydawałoby się, iż po tylu latach można poznać człowieka na wylot. A jednak Wyszło, jak wyszło. Dariusz okazał się człowiekiem o kamiennym sercu.
Gdy Antonina przyniosła do domu wychudzonego szczeniaka, którego kości policzyć można było przez skórę, mąż wpadł w szał.
Tonia, naprawdę nie masz nic lepszego do roboty?! wrzeszczał, aż szyby dźwięczały. Po co ta nędza ma się tu włóczyć?
Dariusz, jak możesz tak mówić? dziwiła się Antonina. Spójrz na niego. To żywy szkielet. Jak można przejść obojętnie?
Wszyscy przechodzą, a ty nie mogłaś? Matka Teresa się znalazła? Najmądrzejsza, co?
Tego dnia Antonina długo płakała. I nad losem szczeniaka, który ledwo stał na łapach, i nad tym, iż mąż pokazał jej swoją prawdziwą twarz.
Nie, nigdy nie był idealny, ale Antonina przymykała na to oczy. Wierzyła, iż ideałów nie ma. Ale tego dnia Dariusz przekroczył granicę. Jak można być tak pozbawionym współczucia? myślała. Jak można nie pomóc?
Oczywiście, na jednej awanturze się nie skończyło. Mąż dawał do zrozumienia, iż ten kundel działa mu na nerwy.
Kiedy się go wreszcie pozbędziesz? Ile można znosić tę półpsizę w domu?
Półpsizą nazywał szczeniaka tylko dlatego, iż ten był chudy i ciągle się trząsł, mimo ciepła w mieszkaniu.
Zamiast pomóc żonie postawić malca na nogi i znaleźć mu dom, Dariusz uciekał do garażu, gdzie z kolegami podobnymi mu niedojdami spędzał czas, popijając piwo. Wracał późno, podchmielony, i znów zaczynał swoje utyskiwania.
Rozumiem, iż nie lubisz zwierząt myślała Antonina, siedząc w salonie. Ale czy naprawdę nie widzisz, jak mi ciężko?
Tak, nie było łatwo. Często brała wolne, by zawieźć szczeniaka do weterynarza lub z nim pobyć. Bała się też zostawiać go samego z mężem. Po latach małżeństwa przestała go rozpoznawać.
Pewnego dnia w pracy poczuła niepokój to uczucie, gdy serce ściska się, a po plecach przechodzą ciarki. Wróciła wcześniej do domu i zastała męża, jak wynosi Baryłkę w stronę garaży. Pewnie chciał się go pozbyć. Tego mu nie wybaczyła. Złożyła pozew o rozwód.
Przez psa?! Darusz machał rękami. Oszalałaś na starość?
Antonina zignorowała jego słowa. Stara nie była i z rozumu nie zeszła. Po prostu zrozumiała, iż nie może z nim dalej żyć.
Mieli dorosłego syna, Wojtka, który mieszkał z dziewczyną w innym mieście. Ku jej zaskoczeniu, stanął po stronie ojca:
Mamo, ty naprawdę nie jesteś sobą! Jak można niszczyć rodzinę przez jakiegoś psa?
Nie ma już rodziny, synku westchnęła. Rozwodzę się nie przez psa, ale dlatego, iż twój ojciec przestał

3 dni temu







