Logika mojej mamy jest dla mnie trudna do zrozumienia. Najpierw zrobiła wszystko, żeby rozwieść mnie z mężem, dopięła swego, przez rok cieszyła się z tego faktu, a teraz lamentuje, iż moje dziecko wychowuje się bez ojca. W momencie rozwodu nasz syn miał cztery lata. Teraz mama zmieniła zdanie i rozpacza, iż dla dobra syna powinnam była walczyć o małżeństwo.
Mama od samego początku nie była zadowolona z mojego wyboru męża. W swojej wyobraźni widziała księcia na białym koniu, z zamkiem, najlepiej jeszcze sierotę. A mój mąż nie miał majątku, był takim samym świeżo upieczonym absolwentem, jak ja. Na dodatek pochodził ze wsi.
To, jak mama wywracała oczami i krzywiła się na samą myśl o nim, to osobna historia. Sama pochodzi z inteligenckiej rodziny – babcia i dziadek byli nauczycielami, tata pracował na uniwersytecie, a mama uczyła w szkole muzycznej. A tu w jej rodzinę miał wstąpić „jakiś wiejski chłopak”, jak zwykła nazywać mojego męża.
Semen, mój mąż, rzeczywiście pochodził ze wsi, ale jego rodzice i siostra byli wykształconymi ludźmi. Mama była księgową, ojciec kierowcą, siostra weterynarzem, a on sam ukończył prawo i pracował w zawodzie, w przeciwieństwie do mnie. Mój dyplom już dawno leżał na półce, bo nie chciałam pracować w wyuczonym zawodzie. Zresztą, choćby nie chciałam studiować tego kierunku – to mama nalegała.
– I po co ci taki mąż? Nie pasuje do ciebie. To, iż ukończył studia, to co najwyżej zasługa wytrwałości, ale niedźwiedzia też można nauczyć jeździć na rowerze – powtarzała mi nieustannie, ale w tej sprawie byłam nieugięta.
Zazwyczaj nie jestem konfliktową osobą, dlatego wybrany przez mamę kierunek studiów skończyłam bez większego oporu. Ale w kwestii męża wykazałam się zaskakującą determinacją. Ślub odbył się mimo jej sprzeciwu.
Mama nalegała, byśmy zamieszkali u niej, bo nie mieliśmy własnego mieszkania, a o wynajmie nie chciała choćby słyszeć.
– Zwariowałaś? Tam na tych kanapach spali nie wiadomo kto, z łazienki i toalety korzystali obcy ludzie! Nie brzydzi cię to? – krzyczała mama, kiedy pakowałam rzeczy.
Gdyby mówiła spokojnie, pewnie zostalibyśmy u niej, ale jej wrzaski zmusiły mnie do przeprowadzki z mężem na wynajem. Mieszkanie myłam środkami dezynfekującymi przez tydzień – dziękuję mamie za nową obsesję.
Mama często nas odwiedzała. zwykle kończyło się to krytyką i przekonaniem, iż nasze małżeństwo jest skazane na porażkę. Mąż wrócił późno z pracy? Pewnie kogoś ma. Kosz na śmieci pełny? Mąż nie wyniósł? No tak, bo ma gdzieś twoje prośby. A w co ty w ogóle chodzisz? Nie masz pieniędzy na nowe płaszcze? Nic dziwnego, z takim mężem.
Po takich komentarzach zaczynałam zwracać uwagę na rzeczy, które wcześniej bym zignorowała. Mama potrafiła zrobić z igły widły. Po zajściu w ciążę sytuacja się pogorszyła.
Byłam bardziej wrażliwa, a nastrój zmieniał mi się błyskawicznie. Mąż starał się wspierać mnie, jak tylko mógł, ale mama zawsze znajdowała powód, by wywołać konflikt.
Po narodzinach syna zaczęły się trudne dni rodzicielstwa. Mama przychodziła pomagać, a przy okazji podburzała mnie do kłótni. Mimo iż starałam się być spokojniejsza, jej słowa potrafiły mnie rozdrażnić do granic i każde nieostrożne słowo męża prowadziło do awantury. Nie wiem, jak mógł to znosić przez pięć lat.
Mama w końcu osiągnęła swoje – nie mogliśmy już razem żyć i rozwiedliśmy się, gdy syn miał cztery lata. Semen regularnie płaci alimenty i widuje się z synem, choć ma już nową rodzinę i dziecko. Ja z kolei mieszkam z synem u mamy. W moim życiu osobistym panuje cisza.
Nie byłam w stanie sama mieszkać, a wynajem mieszkania z dzieckiem, które często choruje, był niemożliwy. Marzyłam o własnym kącie, ale na razie nie było mnie stać na zakup mieszkania ani wzięcie kredytu.
Syn ma siedem lat i w tym roku poszedł do szkoły. A mama ma nową rozrywkę. Teraz ciągle twierdzi, iż synowi brakuje ojcowskiej ręki.
– Co to za wychowanie, jak widuje się ojca raz w tygodniu? Dziecko powinno wychowywać się w pełnej rodzinie, tylko wtedy może się harmonijnie rozwijać. Powinnaś była walczyć o swoje małżeństwo.
Kiedy usłyszałam to po raz pierwszy, nie mogłam uwierzyć własnym uszom. To ja miałam walczyć o małżeństwo? Walczyć z kim? Z nią? Przecież to ona ciągle podsycała konflikty, wzniecała kłótnie i nie pozwalała starym ranom się zagoić.
Nie zrzucam z siebie odpowiedzialności, można było jakoś postawić mamę na miejscu, ale nie dałam rady, trudno mi było wytrzymać jej naciski. Jednak mama zrobiła wszystko, aby tego małżeństwa nie było. A teraz tak nagle zmieniła zdanie i przypomniała sobie, iż dziecku lepiej w pełnej rodzinie.
Moje pragnienie wyprowadzki od mamy rośnie z każdym dniem. Najlepiej gdzieś do innego miasta, gdzie problem kontaktu z nią będę mogła rozwiązać prostym wyłączeniem telefonu.