Magnetyt w kuchni molekularnej nauki

3 godzin temu
Zdjęcie: Magnetyt w kuchni molekularnej nauki


Magnetyt to tani i znany tlenek żelaza, który łatwo steruje się magnesem. Zespół z Uniwersytetu w Białymstoku sprawdził, jak „doprawienie” go śladowymi ilościami metali może dodać mu nowych funkcji: świecenia i hamowania wzrostu drobnoustrojów. Efekt zależy od „przyprawy” — i otwiera różne ścieżki zastosowań.


Magnetyt można potraktować jak solidny kawałek mięsa: sam w sobie trwały i dobrze reagujący na obróbkę polem magnetycznym. Dzięki temu w technice i laboratoriach służy do zadań, w których liczy się szybkie zbieranie i kierowanie cząstek, czyli w filtrach, oddzielaniu substancji czy też w prostych czujnikach. Jego struktura krystaliczna posiada puste miejsca, w które da się wstawić inne pierwiastki. To właśnie decyduje, iż z jednego produktu bazowego można przygotować całe „menu” materiałów o różnych adekwatnościach.


Molekularna kuchnia


Białostoccy chemicy, fizycy i biolodzy w nowej pracy naukowej opublikowanej w czasopiśmie „Materials Science & Engineering B” (DOI: 10.1016/j.mseb.2025.118774), poczuli się jak kucharze molekularni, z jedną istotną różnicą: w kuchni liczy się zaskoczenie na języku, w laboratorium — powtarzalność, bezpieczeństwo i zrozumiała receptura.


Wzięli więc „mięso” z magnetytu i zaczęli „przyprawiać” je śladowymi ilościami metali: od wapnia i cynku po bar, lantanowce czy kadm. Przepis był precyzyjny: te same składniki bazowe, ta sama temperatura „pieczenia”, kontrola wielkości „kawałków” (nanocząstek) i porządne „degustacje”, czyli pomiary adekwatności po każdym dodatku.


Pierwsza „degustacja” dotyczyła struktury. „Rentgen” potwierdzał, iż „pieczeń” trzyma kształt magnetytu, a niektóre „przyprawy” wprowadzają drobne zmiany — jak sosy czy zrumienienia — które mogą wzmacniać lub zmieniać zachowanie całości. Drugi pomiar to światło: część „doprawionych” produktów zaczęła delikatnie świecić na niebiesko-zielono. To sygnał, iż w magnetycie pojawiły się miejsca aktywne (defekty), które ułatwiają pochłanianie i oddawanie energii jako fotonów. Trzecie wyzwanie to higiena: w standardowych testach sprawdzano, przy jakiej dawce takie cząstki potrafią zatrzymać wzrost typowych bakterii i grzybów. Jedne warianty lepiej działały na Staphylococcus aureus, inne na Bacillus cereus, jeszcze inne na E. coli czy drożdżaki Candida. Nie powstała jedna „przyprawa uniwersalna”, ale mapa „smaków”: różne dodatki — różne przewagi.


Mapa „smaków”


Za tą mapą stoi prosty mechanizm. Domieszka pierwiastka potrafi zmienić układ jonów wewnątrz cząstki oraz szorstkość i reaktywność jej powierzchni. To sprzyja powstawaniu reaktywnych form tlenu (ROS), czyli cząsteczek, które mogą uszkadzać komórki, a także mocniejszemu kontaktowi materiału z błoną mikroba. W niektórych kombinacjach do gry wchodzą też same jony dodawanego pierwiastka. W efekcie działają równolegle trzy mechanizmy utrudniające rozwój bakterii i grzybów: mechaniczny (kontakt), chemiczny (ROS) i jonowy — a ich proporcje zależą od wybranej „przyprawy” i rodzaju drobnoustroju.


Wizja zastosowań układa się jak karta dań. Magnetyczno-świecące cząstki mogą trafić do powłok i filtrów, które da się gwałtownie zregenerować magnesem; do tuszów i farb tworzących powierzchnie mniej przyjazne drobnoustrojom; do świecących czujników i etykiet o dobrej widoczności, które po pracy można łatwo zebrać. W wersjach z „łagodnymi” przyprawami, jak wapń czy cynk, rośnie potencjał zastosowań bliskich środowisku i zdrowiu publicznemu; w wersjach bardziej „pikantnych” — narzędzia do specyficznych zadań technicznych, gdzie liczy się szybki i mocny efekt.


Źródło: www.naukawpolsce.pl, fot. Wikimedia Commons/ Archaeodontosaurus, CC BY-SA 3.0
Idź do oryginalnego materiału