Los sarny wielu poruszył. Jest szczęśliwy finał!

7 godzin temu

Upór pani Marty w ratowaniu zbłąkanej sarny się opłacił. Lekarz weterynarii zabrał zwierzę do lecznicy. Jutro sarenka ma trafić do ośrodka rehabilitacji dla dzikich zwierząt.

Marta Radoszewska dzisiaj w godzinach popołudniowych zwróciła się do naszej redakcji o pomoc w nagłośnieniu sprawy sarny, która błąkała się na polu w okolicy Rubinowej w Strzałkowie. Jak mówiła, wcześniej bezskutecznie szukała pomocy w miejscowym posterunku policji oraz u leśników. – Po którymś telefonie na posterunek w końcu odebrał jakiś pan, gdy opisałam sytuację powiedział, iż nie jest doktorem weterynarii i nie wie co jej może być. Powiedział: niech Pani próbuję się dodzwonić do nadleśnictwa. Dzwoniłam gdzie się da do nadleśnictw w okolicy. Jeden pan leśnik odsyłał do kolejnego, nie byli chętni udzielić pomocy, jeden z nich mnie pytał o wiek sarny i jak się zachowuje – relacjonuje pani Marta. Przyznała, iż nie miała już pomysłu, jak pomóc cierpiącemu zwierzęciu, a nie chce zostawiać jej na pewną śmierć.

Informację o potrzebującej pomocy sarnie opublikowaliśmy na naszym portalu slupca.pl i Facebooku. Odzew był natychmiastowy. Już po chwili sprawą zainteresowała się Mirka Szarzyńska, która społecznie ratuje zwierzęta w znajdujące się w różnych trudnych sytuacjach. Te dzikie także. Skontaktowała się z panią Martą, a krótko potem pojechała na pole, na którym znajdowało się zwierzę. – Skonsultowałam się z zaprzyjaźnionym lekarzem weterynarii. Po opisaniu sytuacji stwierdził, iż sarna może być zarażona wirusem. Polecił, żeby dla bezpieczeństwa nie zbliżać się do zwierzęcia i nie zabierać stamtąd – relacjonuje pani Mirka.

Kiedy wydawało się, iż nie ma już dla sarny ratunku, do pani Marty zadzwoniła Katarzyna Szelewicz, Powiatowy Lekarz Weterynarii w Słupcy. O sprawie dowiedziała się z naszego artykułu. W ciągu niecałej godziny, w towarzystwie lekarza weterynarii Mariusza Witkowskiego pojawiła się w miejscu, w którym była sarna. Z pomocą pani Marty udało się namierzyć zwierzę. Diagnoza postawiona na miejscu wykluczyła wirusa u sarny. Lekarz weterynarii stwierdził objawy neurologiczne, spowodowane najprawdopodobniej niedoborem witaminy B. Lekarz weterynarii podał jej witaminy oraz środki uspokajające, po czym zabrał do lecznicy. Decyzja o dalszym leczeniu mają zapaść jutro. – Często zdarza się tak, iż na drugi dzień po suplementacji witamin, podaniu kroplówki zwierzę wraca do pełni sił. Jak będzie w tym przypadku, zobaczymy. jeżeli rokowania będą dobre, sarna zostanie przewieziona do ośrodka rehabilitacji dla dzikich zwierząt – zapowiada Mariusz Witkowski.

Dzięki determinacji pani Marty, a także szybkiej reakcji służb weterynaryjnych historia znalazła szczęśliwy finał. Katarzyna Szelewicz zwraca uwagę, by w przyszłości, w podobnych sytuacjach o pomoc zwracać się właśnie do powiatowych służb weterynaryjnych, albo do urzędu gminy. Związek Gmin Regionu Słupeckiego, w którym zrzeszone są samorządy z naszego powiatu ma zawartą umowę z lekarzem weterynarii. Warto jednak zaznaczyć, iż umowa ta dotyczy sytuacji, w których dzikie zwierzę bierze udział w wypadku komunikacyjnym. W tym przypadku Mariusz Witkowski zainterweniował, wykraczając poza zakres swoich obowiązków.

Marta Radoszewska zrobiła wszystko, co w jej mocy, by pomóc sarnie. Dzięki jej zainteresowaniu zwierzę otrzymało pomoc.

Kto pomoże sarnie? „Nie chcę zostawić jej na pewną śmierć”

Kto pomoże sarnie? „Nie chcę zostawić jej na pewną śmierć”

Idź do oryginalnego materiału