Los otworzył drzwi do szczęścia

1 tydzień temu

Los ludzkich bywa nieprzewidywalny. W życiu zdarzają się różne rzeczy. Ciąg strat i nieszczęść nagle się kończy, a na ich miejsce przychodzi szczęście, o którym choćby się nie śniło. Tak właśnie stało się w przypadku Marii Kowalskiej.

**Rodzinne rozmowy na ławeczce**

Czasem nie może zasnąć – wiek jednak daje o sobie znać – wtedy wspomina przeszłość i rozmyśla o teraźniejszości. W młodości wyszła za mąż za Michała. Kochali się. Przynajmniej tak sądziła, bo dla niej mąż był jedyną miłością. Michał wybudował dom, marząc o tym, iż doczekają się dzieci.

Prowadzili gospodarstwo wspólnie. Gdy skończyli pracę w ogrodzie, siadali na ławce i dzielili się myślami oraz marzeniami.

– Pomyślałem – mówił Michał – iż trzeba by dobudować kolejną część domu. Mamy wprawdzie solidny dom, ale za mały, dzieci przyjdą, nie będzie im gdzie się rozwinąć. Maria przytulała męża — dobry był, rozsądny.

Często tak siedzieli przed domem, choć Michała dręczyła jeszcze jedna myśl, choć był młody.

– jeżeli się zdarzy – mówił – iż odejdę pierwszy, pochowaj mnie godnie.

– Co ty, Misiu? O czym mówisz? Żyjemy przecież, jesteś młody, po co o tym myśleć? – dziwiła się Maria.

– Kiedy byłem w szkole, widziałem, jak chowano jakiegoś dziadka. Wykopali dół, wbili krzyż z desek, bez tabliczki, bez kwiatka. Zostało mi to w pamięci. Dlatego proszę, Mariuś…

– Daj spokój – uspokajała go, obejmując – jeszcze na to za wcześnie. A gdy przyjdzie czas, wszystko zostanie zrobione, jak trzeba.

**Cel, który sobie postawiła**

Potem Maria zaczęła jednak myśleć, iż warto odkładać pieniądze na starość i pogrzeb. Każdy człowiek ma jakieś hobby lub pasję, która go napędza, zmusza do działania.

Maria Kowalska miała taki cel. Zestarzała się już, żyła sama, a pieniądze odkładała na własny pochówek. Chciała być pewna, iż zostanie pogrzebana godnie. Ta myśl utkwiła jej w głowie na zawsze. Pieniądze trzymała w domu, starannie ukryte. Nie miała rodziny ani bliskich. Przez lata uzbierała sporo, ale wciąż oszczędzała – weszło jej to w nawyk. Czas płynął, a przyszłość była niepewna. Nie mogła mieć dzieci – Bóg nie dał. Tak więc żyła samotnie.

Ale los zadecydował inaczej – to nie ona pochowała Michała, ale inna kobieta. Mąż ją zostawił. Nie dlatego, iż przestał kochać – życie bywa przewrotne. Byli jeszcze młodzi, gdy Michał, pracując jako kierowca, pojechał do sąsiedniej wioski pomóc przy żniwach. Tam spotkał swoją pierwszą miłość – Wandę.

Tak się stało, iż wylądował w jej łóżku. Winił siebie za zdradę, sumienie go gryzło. Próbował zapomnieć, ale… Kiedyś znów wysłano go do tej wioski i zobaczył Wandę, która trzymała za rękę trzyletniego chłopca – swojego obraz.

– Wanda, to mój syn – stwierdził, nie pytając, bo widział podobieństwo.

– Tak, Misiu, to twój Staś – szepnęła. Wtedy przycisnął chłopca do siebie.

*W jednej chwili zrozumiała*

Pewnego dnia Maria była w ogrodzie, gdy podjechał mąż swoją ciężarówką. Zobaczyła, jak Michał wchodzi przez furtkę, trzymając syna za rękę. Od razu zrozumiała – to jego dziecko, łudząco podobne.

– Wybacz mi, Marysiu – stał przed nią z chłopcem. – To Staś. Pamiętasz, jeździłem kiedyś do sąsiedniej wsi? Jadłem u Wandy, znaliśmy się jeszcze przed wojskiem… tak wyszło.

Patrzyła na Stasia i uśmiechała się, choć łzy płynęły jej po twarzy. Była dobrą kobietą. Cieszyła się, iż mąż ma syna, skoro ona nie mogła mu dać potomstwa.

– Chociaż komuś innemu się udało – myślała przez łzy. – Niech choć z kimś innym poczuje euforia ojcostwa.

Rozmawiali długo. W końcu Maria postanowiła.

– Dziecku potrzebny jest ojciec. Widocznie tak miało być. Cieszę się, iż masz syna. Wiesz co, Misiu? Idź ode mnie, żyj z nim. Wiem, iż twoje serce będzie tam ciągnęło. A ja… jakoś sobie poradzę.

Michał odszedł. Ale nie zapomniał o Marii. Odwiedzał ją, czasem sam, czasem ze Stasiem. Ona zaś cieszyła się ich obecnością, stawiała stół, piekła pierniki. Pomagał jej, bo w domu zawsze potrzeba męskich rąk. Staś rósł, stając się kopią ojca, także pomagał Marii i szanował ją. Ona zawsze ich przyjmowała z otwartymi ramionami.

– Dziękuję ci, Marysiu – mówił Michał. – Dziękuję, iż zrozumiałaś.

**Smutna wiadomość**

Staś był już prawie dorosły, kończył szkołę, gdy pewnego dnia do drzwi Marii zapukała kobieta w czarnym chuścinie, rzucając się jej na szyję z płaczem.

– Misiu odszedł. Pochowaliśmy go.

Długo siedziały, Maria uspokajała Wandę, choć sama ledwo trzymała się na nogach.

– Pokaż mi jego grób. Odwiedzę go.

Od tamtej pory często przychodziła na cmentarz. Rozmawiała z Michałem, dzieliła się myślami.

– Widzisz, Misiu, pochowali cię godnie. Syn się postarał. Piękny nagrobek postawił. Zawsze kwiaty. Wszystko, jak chciałeś. Nie gniewam się. Tylko boję się… Jestem zupełnie sama.

Minęło wiele lat. choćby we śnie widywała Michała, ale on nic nie mówił, tylko się uśmiechał i znikał. Tego dnia też poszła na cmentarz. Lekki mróz szczypał w policzki – zbliżała się zima. Pamiętała, iż Michał lubił przemarznięte jarzębiny. Zerwała kilka gałązek i ruszyła między nagrobki.

*Nie usłyszał, jak podeszła*

Z daleka zauważyła wysokiego mężczyznę przy grobie Michała. Gdy podeszła bliżej, rozpoznała Stasia, choć przy skroniach błyszczała mu już siwizna. Stał ze spuszczoną głową, rozmawiając z ojcem. Nie przeszkadzała, a on nie słyszał jej kroków.

– Tato, poradź, co mam robić – usłyszała drżący głos. – Mój Michał jest ciężko chory. Lekarstwo może go uratować, ale nie mamy tyle pieniędzy. Zastawiliśmy dom, sprzedaliśmy złoto i samochód – wciąż za mało. A on słabnie.

Maria nie wytrzymała i lekko kaszlnęła. Staś odwrócił się, wpatrując się w nią.Maria wyciągnęła schowaną w chustce kopertę i podała ją Stasiowi, szepcząc: “Weź to, dla Michałka, niech wyzdrowieje,” a on, ze łzami w oczach, przytulił ją mocno, czując, iż w końcu odnalazł nie tylko pomoc, ale i prawdziwą babcię.

Idź do oryginalnego materiału