Lepsza ciasna kawalerka niż życie z teściową pod jednym dachem

1 tydzień temu

Lepiej tłoczyć się w wynajętym kawalerce, niż mieszkać pod jednym dachem z teściową

— Krzysiek, ile można?! — głos Oli załamał się w szept, w którym słychać było zmęczenie i rozpacz. — Jesteśmy małżeństwem od dwóch lat, a wciąż mieszkamy u twojej mamy. Jak długo to jeszcze potrwa?

— Co znowu ci nie pasuje? — zmarszczył brwi mąż. — Mamy dach nad głową, wszystko pod ręką. Nie masz własnego mieszkania, a na wynajem nas nie stać. Mama gotuje, pomaga, dba o nas. O co ci chodzi?

— Wolałabym się gnieździć w wynajętej klitce niż żyć z twoją matką… — cicho rzuciła Ola.

Krzysiek tylko rozłożył ręce.

— Jak chcesz, jedź do swojej wiejskiej mamy, rzuć pracę. Ja zostaję. Przywykłem do miasta.

Te słowa zabolały Olę szczególnie. Tak, pochodziła z małej wsi pod Łowiczem, gdzie została jej matka. Ale czy to jej wina, iż los rzucił ją do miasta, gdzie poznała męża, znalazła pracę, zaczęła budować życie? A teraz jakby sugerowano: jesteś tu nikim.

Życie pod jednym dachem z teściową stawało się nie do zniesienia. Dla Krzyśka oczywiście wszystko było wygodne — przecież dla matki był idealnym synem, ona go nie krytykowała, nie pouczała. Ale Oli przypisano rolę wroga — obcej, która rzekomo „ukradła” matce syna.

Barbara Andrzejewska owdowiała wcześnie. Syna wychowywała sama. I teraz całe jej życie to Krzysiek. Dlatego od początku potraktowała Olę jak rywalkę. Na zewnątrz — uprzejma, miła. Ale wystarczyło, iż Krzysiek wyszedł z pokoju, a zaczynała się zimna kontrola.

Najpierw teściowa zaczęła krytykować, jak Ola myje naczynia i ustawia kubki na półce. Potem drażniła ją herbata — raz za słodka, raz gorzka, raz „bez smaku”. Pewnego razu choćby oskarżyła Olę, iż nie dba o zdrowie syna, skoro wsypuje do herbaty cukier.

Gotowanie stało się osobnym tematem. Każde danie przygotowane przez Olę Barbara Andrzejewska albo ignorowała, albo wyrzucała. Kobieta coraz częściej czuła się w tym domu niechcianym gościem. Wychodziła do pracy wcześniej, a wieczorem starała się zostać jak najdłużej — byle tylko nie wracać do mieszkania, gdzie każdy drobiazg stawał się powodem do pretensji.

Nawet jeżeli na nocnej szafce leżała chusteczka — teściowa natychmiast zaczynała docinać, iż „chyba tylko w brudzie się wychowała”. Ani jednego ciepłego słowa, najmniejszego szacunku. Tylko pretensje, ironia, chłód.

Pewnego dnia Ola nie wytrzymała. Spakowała torbę i wyjechała do matki — do tej samej wsi, z której kiedyś uciekła za marzeniami. Siedziała przy oknie i płakała. Nie z powodu urazy — ze zmęczenia. Z braku sił, by walczyć. Z braku męża u boku.

Minął czas. Ból przygasł. Wtedy przyszło zrozumienie: nie trzeba było milczeć. Trzeba było wcześniej powiedzieć Krzysiowi, otwarcie, stanowczo, bez ogródek. Prosić, żądać wsparcia, a nie znosić wszystko sama. Bo gdy mąż milczy — to też jest odpowiedź.

Teraz Ola wie: życie z obcą kobietą, choćby jeżeli to matka męża, to zawsze ryzyko. Zwłaszcza gdy zostajesz sama w tym „trójkącie”. Ale najważniejsze — nie poddawać się. Rodzinę można uratować, jeżeli walczy się razem. A nie samotnie — za dwoje.

A ty jak myślisz: kto miał rację — Ola czy Krzysiek? Da się żyć z teściową, czy lepiej odejść przy pierwszych oznakach presji?

Idź do oryginalnego materiału