Lepsza ciasna kawalerka niż życie pod jednym dachem z teściową

9 godzin temu

— Krzysiu, ile można?! — głos Ewy załamał się w szept, w którym czuć było zmęczenie i rozpacz. — Jesteśmy małżeństwem od dwóch lat, a wciąż mieszkamy u twojej mamy. Jak długo to jeszcze potrwa?

— Co znowu ci nie pasuje? — zmarszczył brwi mąż. — Mamy dach nad głową, wszystko pod ręką. Nie masz swojego mieszkania, a na wynajem nas nie stać. Mama gotuje, pomaga, dba o nas. O co chodzi?

— Wolę już tłoczyć się w wynajętej kawalerce niż żyć z twoją mamą… — cicho rzuciła Ewa.

Krzysztof tylko rozłożył ręce.

— jeżeli chcesz, jedź do swojej wiejskiej matki, rzuć pracę. Ja zostaję. Przywykłem do miasta.

Te słowa zabolały Ewę szczególnie. Tak, pochodziła z małej wsi pod Lublinem, gdzie została jej matka. Ale czy to jej wina, iż los rzucił ją do miasta, gdzie poznała męża, znalazła pracę, zaczęła budować życie? A teraz jakby jej sugerowano: jesteś tu nikim.

Życie pod jednym dachem z teściową stawało się nie do zniesienia. Dla Krzysztofa oczywiście wszystko było wygodne — przecież dla matki był idealnym synem, a ona nie miała mu za złe, nie pouczała go. Ale Ewa została obsadzona w roli wroga — obcej, która rzekomo “odebrała” matce syna.

Halina Kazimierzowa owdowiała wcześnie. Syna wychowała sama. I teraz całe jej życie to Krzysztof. Dlatego od początku widziała w Ewie rywalkę. Na pozór — uprzejma, miła. ale gdy tylko mąż wychodził z pokoju, zaczynała się lodowata kontrola.

Najpierw teściowa krytykowała, jak Ewa myje naczynia i ustawia kubki na półce. Potem drażniła ją herbata — raz za słodka, raz za gorzka, a raz “zupełnie bez smaku”. Pewnego razu oskarżyła choćby Ewę, iż nie dba o zdrowie syna, skoro sypie do herbaty cukier.

Gotowanie stało się osobnym tematem. Każde danie przygotowane przez Ewę Halina Kazimierzowa albo ignorowała, albo wyrzucała. Kobieta coraz częściej czuła się tu niepotrzebna. Wychodziła wcześnie do pracy, a wieczorami starała się zostać jak najdłużej — byle tylko nie wracać do mieszkania, gdzie każdy drobiazg stawał się powodem do pretensji.

Nawet gdy na nocnej szafce leżała chusteczka — teściowa od razu zaczynała docinać, iż “tylko w brudzie umie żyć”. Ani jednego ciepłego słowa, najmniejszego szacunku. Tylko wymówki, ironia, chłód.

Pewnego dnia Ewa nie wytrzymała. Spakowała torbę i wyjechała do matki — do tej samej wsi, z której kiedyś wyruszyła za marzeniami. Siedziała przy oknie i płakała. Nie z powodu przykrości, ale ze zmęczenia. Bo zabrakło jej siły do walki. Zabrakło obok męża.

Minął czas. Ból przycichł. I wtedy przyszło zrozumienie: nie powinna była milczeć. Trzeba było wcześniej powiedzieć Krzysztofowi, otwarcie, stanowczo, bez ogródek. Poprosić, zażądać wsparcia, a nie znosić wszystko w samotności. Bo gdy mąż milczy — to też odpowiedź.

Teraz Ewa wie: życie z obcą kobietą, choćby jeżeli to matka męża, to zawsze ryzyko. Zwłaszcza gdy zostajesz sama w tym “trójkącie”. Ale najważniejsze — nie poddawać się. Rodzinę można uratować, jeżeli walczy się razem. A nie samotnie — za dwoje.

A ty jak myślisz: kto miał rację — Ewa czy Krzysztof? Da się żyć z teściową, czy lepiej odejść przy pierwszych oznakach presji?

Idź do oryginalnego materiału