Ledwo zgodziła się sprzedać wszystko. Ale usłyszała prawdę za drzwiami…

14 godzin temu

Zbliżała się do granic rozumienia prawie zgodziła się oddać wszystko. ale zza drzwi dobiegł szept prawdy

Co to za sprzedaż?! zakrztusił się Zofia Andrzejewna, spoglądając na syna. Gdzie mam teraz mieszkać? W klatce schodowej? Na peronie? Czy zamierzasz mnie wstawić do domu dla seniorów?

Mamo, po co znów otwierasz tę puszkę westchnął Kacper.

Chcesz mi podać kartkę od pralki? podniosła głos, niemal szepcząc. Czy ty straciłeś rozum, Kacpiku?!

Nie krzycz. Chcę tylko przedyskutować możliwości

Co tu omawiać? Dom nie jest rzeczą, którą można wyprzedać w chwilowym kryzysie! zerwała się od stołu. Tu się urodziłam, ty tu dorastałeś. A ty postanowiłeś go wyłożyć na targ!

W tej chwili do chaty, bezgłośnym stuknięciem, wpadła sąsiadka, Lidia Wasiljewna.

Zosiu! Co ty tu wczepiasz się jak wkoło? Przecież mówiłaś, iż w tym roku zasadzisz wszystkie grządki. Zima prawie nas pożarła! Gdzie są twoje plany ogrodnicze?

Lidio, próbowałam, szczerze spuściła wzrok Zofia. Kiełki dopiero co pojawiły się, a moje ręce nie podnoszą ich, by je wytrzepać

A co wytrzepać! Daję ci numer Igora, rolnika z Limanówki, już miesiąc temu! Przerobiłby pole na złoto i zasiałby coś pożytecznego, a nie te twoje róże, które tylko pachną w twoich latach

Kacper mówił, iż latem przyjedzie z przyjaciółmi. Szaszły, ognisko. A ja mam bezę, róże

To już nie róże przerypnęła Lidia. Przez pięć ostatnich lat twój syn przyjeżdżał trzykrotnie, i to z piwem, nie z grillem.

On pracuje. Ma pełno spraw

A pamiętasz zimę, kiedy śnieg zasypał wszystko? Nie było jedzenia, nie było lekarstw! Dobrze, iż wpadłam. A twój pracowity syn? Nie da się do niego dodzwonić!

Zawsze przyjeżdża, kiedy wołam

Zosiu, jesteś jak dziewczyna: wierzysz i czekasz. Czas gna nieubłaganie. Myśl rozumem, nie sercem. Grządki są ci potrzebne bardziej niż krzewy róż!

Może jednak położę grządki, tam gdzie bezą już przygniotę

Tak, to prawda. A co słychać od córki?

Jak zawsze, Kacper od czasu do czasu przywołuje urodziny, Nowy Rok. To wszystko, co się dzieje.

Rzadziej Kacper wjawia się w twoje progi, mniej trosk. Nie chcę cię gnębić, ale dalej będzie ciszej

Zofia Andrzejewna mieszkała w wiosce Brzozowa, niedaleko Łódzkiego Kraju. Dzieci zostały jej same dwadzieścia lat temu mąż zginął na autostradzie. Najpierw przyszła jej córka Jagoda, rozważna, gwałtownie nauczyła się prać i gotować. Kacper przyszedł później, gdy matce było już ponad czterdzieści. Był jej pociechą. Między nimi piętnaście lat różnicy. Różne czasy, różne wychowanie.

Jagoda wyjechała najpierw.

Mamo, chcę wyjechać.

Za kogo? Za tego Romana z podwórka? Nie pozwolę! Nie ma wykształcenia, nie ma kultury!

To moje życie, mamo. Mam już osiemnaście lat.

Czy widziałaś jego brzuch? Nie znajdziesz tam duszy wszystko zatłuszczone!

Nie o wygląd chodzi, on jest miły, mądry. W mieście mu ofertę pracy dali.

I jedziesz z nim? A ja zostaję sama?

Będę się uczyć. I żyć.

Zofia płakała, błagała. Jagoda, zbierając walizkę i wskakując przez okno, zniknęła. Żadnych listów, żadnych dzwonków. Tylko słychać szmer przez znajomych.

Kacper długo mieszkał z matką. Założył podwórko do wypoczynku: altankę, huśtawkę, grill, trawnik, kwiaty. Nie było grządek, nie było ziemniaków.

Mamusiu, po co ci grządki? W Brzozowej otworzyli się sklep! Wszystko jest ziemniaki, cukinie, zielenina. Po co schylać plecy?

U nas tradycja, iż własne jest

To już tradycja przeszła! Teraz XXI wiek!

Zofia zgodziła się. Żyła skromnie, ale przytulnie. Kacper przynosił jedzenie, lekarstwa, woził do lekarzy. Potem poznał dziewczynę, Marianę. Wziął ślub. Zofia przyjęła ją, ale charaktery nie zgrały się. Nie ukrywała pogardy do wsi i zwłaszcza teściowej.

Podczas kolejnej wizyty Kacper, jak zwykle, objął matkę, postawił jedzenie, usiadł przy stole.

Mamo, muszę pogadać. Mam pomysł Bardzo opłacalny.

Znowu o biznesie?

Mamusiu, w Brzozowej ziemię wykupują! Chcą budować małe osiedle domków. Infrastruktura, wszystko co trzeba. Sprzedajmy nasz dom z działką kupimy ładne kawalerki w Łodzi. A zostanie mi na startowy kapitał.

Poczekaj A ja? Gdzie będę mieszkać?

Nie zaczynaj. Można pomyśleć o pensjonacie albo wynająć mieszkanie. Nie na podwórku, gdzie każda kłoda jest rodzinna!

Mnie w mieszkanie? Z podwórka, gdzie każdy kamień ma historię? Czy ty w ogóle? To nasz rodzinny dom!

To tylko dom. Stary, niewygodny. Dopóki cena się trzyma trzeba sprzedawać.

Nigdy! Zaciśnęła pięści Zofia. Dopóki żyję, dom zostanie. I w spadku cię nie wpiszę!

Kacper gwałtownie podskoczył, chwycił klucze i wyszedł, nie żegnając się.

Zofia wyszła na podwórze. Na rabacie rosła róża w półkwiecie. W jednej ręce trzymała łopatę, w drugiej topór. Postanowiła przerąbać rabat na ogródek, ale nie ruszyła się z miejsca.

Coś dalej? odezwała się Lidia zza płotu.

Brakuje sił. Nie w rękach, nie w duszy.

Już spóźniona! Sezon zmarnowany. A twój Kacper może już nie wrócić.

Co radzisz?

Pomyśl trzeźwo. Zrób wszystkie formalności dostaniesz kawalerkę w Łodzi. Szpital blisko, sklep, ciepło, sąsiedzi. Cywilizacja.

Zofia nie spała całą noc, rozmyślając. Rankiem wsiadła do autobusu i pojechała do Łodzi, po Kacpra. Postanowiła ustąpić, porozmawiać spokojnie.

Weszła na trzecie piętro. Zamarła przy drzwiach.

Z wnętrza dobiegł głos:

Wiara, nie chce sprzedawać! Uparta jak traktor!

To idź zaś na ciężarówkę! Jak mam prowadzić biznes?! Jesteśmy na krawędzi, a ty się marudzisz! Niech zgaśnie w swojej Brzozowej!

Zofia stanęła nieruchomo. Potem z rozgniewaniem uderzyła w drzwi.

Mamusiu?! otworzył Kacper.

Dziękuję ci, synu, iż już mnie pochowałeś! drżał jej głos. Przyszłam porozmawiać, pogodzić się. A teraz wiedz: nie sprzedam! Nigdy! Lepiej zakopzę się w ziemi, niż oddam pod twój biznes!

Mamo

Znikaj ze swoją zjawią! krzyknęła. Niech jej rodzice sprzedają mieszkania! Mój dom nie dotkniecie!

Zofia odwróciła się i odszła. Noc spędziła na dworcu. Rankiem wróciła do domu. Trzy dni leżała, potem wzięła topór, ale nie zdołała zbliżyć się do krzewów.

Rano w ogródku ktoś zapukał.

Kto tam?

Mamo, to ja. Jagoda.

Jagódko?! zatrzymała się Zofia. Moja córeczka

Mamo, co u ciebie?

Jakby głos zadrżał.

Kacper dzwonił. Mówił, iż zwariowałaś, nie chcesz dom sprzedać. A ja mu: idź, niech zostanie. On pomyślał, iż już wszystko A ja zrozumiałam czas wrócić.

Córeczko ale my

Kiedy to było? Mam troje dzieci. A teraz rozumiem cię doskonale!

Dzieci?

Dwie córki i syn. A Roman szczupły, sportowy, pracuje w IT.

A ty?..

Przyjedziemy na weekend. Przyniosę jedzenie, wszystko co potrzebne. Będziemy blisko, mamo.

A grządki?

Nie potrzebujesz już grządek. Teraz masz wnuki.

Zofia zapłakała i przytuliła córkę.

Idź do oryginalnego materiału