Kto by nie kochał kotów, gdy czuje się jednym z nich, będąc jednak psem?

2 tygodni temu

Weronika Kazimierzówna bardzo kochała koty… A jak mogła ich nie kochać, skoro uważała się za jedną z nich, choć była prawdziwym psem.

Psem średniej wielkości, o mocnej budowie ciała, z zębami, których choćby krokodyl mógłby pozazdrościć. Jednak niech zazdrości, Weronika nie miała nic przeciwko, zawsze była przecież miłą dziewczyną i nikomu nie przeszkadzała okazywać zazdrości.

Jej miłość do kotów nie przyszła od razu, a mniej więcej półtora miesiąca po narodzinach…
Pewnego dnia Nika siedziała i wyła w kałuży. Nie, to nie ona ją zrobiła, tylko wredny wiosenny deszcz.
I tak siedziała, wtedy jeszcze bezimienne szczenię nieokreślonej rasy, krzyczała, ile miała sił, a wtedy siły miała nie za wiele, żaląc się na swoje trudne życie całemu światu.

Ale świat nie słyszał Weroniki, usłyszał ją tylko kot Kazio. Podszedł, usadowił się na skraju kałuży, podwinął łapki, owinął się puszystym ogonem i zaczął przyglądać się temu piskliwemu, strasznemu nieporozumieniu.
Nagle jednak zaciekawił się białą skarpetką na jej przedniej łapie. Spojrzał w dół – miał dokładnie taką samą!
– Czyżby moja? – pomyślał Kazio.
Tylko od kogo mogła się taka córka urodzić? Z Murką spacerował? Spacerował! I z Lalą chodził… I z Matrioną na stodole siedział. Ciekawe, kto jest jej matką i dlaczego zostawiła swoje dziecko w kałuży?

Szczeniak na chwilę przestał piszczeć i zauważył, iż obok ktoś jest. Ktoś, od kogo bije ciepło i współczucie. Choć przestraszony, iż ten ktoś po prostu odejdzie, mała pobiegła do niego.
Jednak łapy się splątały, i Nika znów upadła w kałużę, żałośnie piszcząc. Kazio prychnął z pogardą, ale kot już się nie wahał – to na pewno jego rodowita córka! W końcu on też kiedyś plątał łapy!

Kot wstał, ostrożnie przeszedł przez kałużę, nachylił się nad szczeniakiem, westchnął ciężko i chwycił go za kark. Tak, ciężki los ojca, ale co zrobić – Kazio nie zamierzał unikać swoich obowiązków.
Skoro matka porzuciła dziecko, to na pewno on nie porzuci! Ojciec czy nie ojciec?!
A Nika w tej chwili zrozumiała, iż jest teraz pod solidną ochroną. Uspokoiła się, rozluźniła, a choćby zasnęła… A Kazio zaciągnął ją do swojego domu!

Gdy gospodyni zauważyła, kogo Kazio przyprowadził na podwórko, zaskoczona uniosła ręce:
– Franek, chodź zobaczyć, nasz kot przyciągnął psa! I to jaka ładna, grube łapy ma! Będzie z niej zawołana strażniczka!

Franciszek, właściciel Kazia, również zaakceptował Nikę. Jednak wtedy nie wiedzieli jeszcze, iż Weronika Kazimierzówna nie będzie miała ochoty na nikogo i niczego pilnować. Bo była prawdziwą kotką, córką Kazia – cóż z tego za ochrona!

Wychowana przez kota, Nika zawsze dbała o czystość, polowała na myszki i ptaszki. Próbowała wspinać się na drzewa i płoty, ale jej masywne tylne kończyny na to nie pozwalały.
W ciągu dwóch lat Nika przerosła swojego ojca-kota kilkakrotnie, próbowała walczyć z nim z obcymi kotami. Ale Kazio zawsze powstrzymywał ją w tych próbach:
– Z obcymi poradzę sobie sam, nie przystoi, żeby tak pięknej kotce zniszczyli futerko!

Kazio uparcie zaprzeczał, iż Nika była psem. W końcu musiałby przyznać, iż to jednak nie jego córka, a na to kot nie mógł sobie pozwolić. A jeżeli ktoś mówił inaczej, Kazio bezlitośnie z nim rozprawił.
I tak pewnego dnia Kazio nie wrócił na noc do domu…

Nigdy wcześniej to się nie zdarzyło! Nika czekała na niego, bardzo czekała! Próbowała wspiąć się na płot i rozejrzeć się, wciskała nos w szczelinę i miała nadzieję wyczuć zapach zbliżającego się taty Kazia.
Nic nie działało… Nie mogła wspiąć się na płot, pazury jedynie ślizgały się po gładkiej powierzchni, a nos nie wyczuwał choćby śladu zapachu kota. A jej serce biło jak oszalałe od niepokoju!

Pies miotał się po podwórku, a potem usiadł i zaczął głośno wyć.
– Wypuść ją… – szturchnęła mężatka męża. – I tak nikomu nie da spać, dopóki Kazik nie wróci do domu. Zna jego zapach, i wrócą razem…
Nika wystrzeliła za ogrodzenie jak z procy. Zatrzymała się na chwilę, zamknęła oczy i wsłuchała się w siebie. Coś podpowiadało jej kierunek, i, popiskując z niecierpliwości, Nika pobiegła tam, gdzie kiedyś znalazł ją kot.

Przeczucia jej nie myliły…
Tak, Kazio był właśnie tam! Na mokrej ziemi, gdzie jeszcze niedawno znajdowała się wszystkim dobrze znana kałuża. Potargany, zupełnie wyczerpany.
– Tato…
Żałosny jęk wyrwał się z gardła psa. Ostrożnie podchodziła do kota, błagając wszechświat, by przeżył. Tak delikatnie Nika jeszcze nigdy nikogo i niczego nie nosiła, choćby motyl by wtedy nie ucierpiał w jej pyszczku.

Czuły psi nos pochwycił wszystkie obce zapachy z futra ojca. Były tylko dwa – Nika zapamiętała je na zawsze, rozpozna te zapachy spośród milionów!
– Kazik!!!
Gospodarze podchwycili kota, owinęli w koc i gwałtownie jak mogli pojechali do sąsiedniej dzielnicy, do najlepszego weterynarza w okolicy.
A Nika? A Nika biegła za nimi, dopóki samochód nie zniknął jej z oczu.

Tam też padła, czekając… Co myślała, co rozumiała?
Pies po prostu bał się, iż Kazio nigdy więcej nie wróci do domu. Jej strach się spełnił – ludzie przyjechali bez kota.
Nika nie mogła w to uwierzyć! Obeszła samochód, obwąchała swoich ludzi pachnących lekarstwami, i cicho zaczęła łkać, skomląc.
Przez trzy dni prawie nic nie jadła, tylko piła wodę, podczas gdy nienawiść w jej duszy tylko się nasilała. Dlaczego obce, przywłaszczone psy rozszarpały jej ojca? Swoich by nie tknęły, a swoje Nika na pewno poznałaby po zapachu.

Nienawiść tak ją rozpaliła wewnętrznie, iż pies nie mógł znaleźć sobie miejsca. Z wielkim trudem zaczęła znów jeść i coraz częściej patrzeć mrocznie za płot. Weronika Kazimierzówna zaczęła czekać. Czekać, aż pojawi się okazja do ucieczki.
Minęły dwa tygodnie, i oto nadarzyła się okazja! Gospodarze szeroko otwarli bramę, gdzieś pojechali, a Nika wybiegła ze dworu bez wahania!
Obeszła całą wieś…

Tak, zapach był, obcy byli w pobliżu, wystarczyło ich tylko wyszukać. I Nika znalazła ich przy drodze – dwa psy odpoczywały, dopiero co skończyły jedzenie cudzej gęsi.
Nika przywartowała do ziemi, Kazio uczył ją, iż podczas polowania najważniejsza jest cisza. Trzeba wyczekać moment, zbliżyć się jak najbliżej. A potem nagły skok – i zdobycz w twoich zębach!
Jak zawsze, Weronika Kazimierzówna uważała się za prawdziwą kotkę. Nie szczekała bez potrzeby, nie krzątała się. Nika cichutko skradała się, podchodząc coraz bliżej, ledwie powstrzymując się od wydania z siebie gniewnego i groźnego warczenia.
A potem był nagły skok, tak jak uczył ją ojciec…

Kości trzeszczały, sierść latała, skóra rozchodziła się pod ostrymi zębami i pazurami Niki. Walczyła jak rozwścieczona kotka. Nikt jej nie nauczył walczyć jak pies.
Psy wyły, ale nie miały żadnej szansy – tak jak tamtej nocy nie miał jej Kazio. Nika triumfowała i tarmosiła jednocześnie dwóch, ale silny szarpnięcie za obrożę nagle odciągnęło ją do tyłu.
Potem poczuła mocne objęcia rąk gospodyni. A gospodarz w tym czasie odpędzał oszołomione psy.

– Nika, Nikuśka – uspokój się… To one pogryzły wtedy Kazia? Ale im przyłożyłaś! Przecież pominęlibyśmy to miejsce, gdyby nie Kazio, który cię zobaczył i rzucił się z samochodu, by ci pomóc…
Słysząc znajome imię, Nika zwiotczała i obejrzała się za siebie… Z samochodu patrzył na nią Kazio!!

– Czemu tak się dziwisz? Przecież zostawiliśmy go na obserwacji, zszywali go. Potem kroplówki, leczenie. Przecież mówiliśmy ci, a ty, biedna psinko, tak rozpaczałaś, iż nic nie słyszałaś ani nie rozumiałaś.
Weronika zawyła dokładnie jak dwa lata temu i na drżących ze szczęścia łapach pobiegła do samochodu. Kazio był surowy i otrząsając z siebie ślinę radosnej Niki, burczał na swoją córkę:
– Zwariowałaś, sama z nimi walczyć? Nie mogłaś mnie poczekać?

A potem z dumą dodał:
– Mojej matki nikt nie widział… Ale teraz wszyscy będą wiedzieć, kim jest córka Kazia! Najlepsza kotka świata!

Weronika Kazimierzówna ostrożnie powąchała szew na grzbiecie Kaziego i żałowała, iż tak wcześnie ją zatrzymano. Ale w jednym Kazio miał rację – była jednak kotką! I jak kotka, potrafi cierpliwie czekać…

A tymczasem, popiskując z przepełnionymi jej uczuciami, Nika znów zaczęła oblizywać swojego ukochanego tatę…

Idź do oryginalnego materiału