Do redakcyjnej galerii wyjątkowych mieszkańców Lubonia dołącza dziś Pani Aleksandra Suczilin – aktywistka społeczna, której zaangażowanie w życie naszej lokalnej społeczności trudno przecenić. Wielu mieszkańców poznało ją jako założycielkę Stowarzyszenia Ochrony Kocich Dołów oraz kandydatkę do nagrody „Siewca Roku 2024”. Z pasją i determinacją działa na rzecz ochrony przyrody, budząc podziw i inspirując innych do troski o nasze wspólne otoczenie.
Gazeta Lubońska: Pani Aleksandro, jest Pani prawniczką i aktywistką społeczną. Czy mogłaby Pani opowiedzieć, gdzie zdobywała Pani wykształcenie prawnicze i jakie były początki Pani kariery zawodowej?
Aleksandra Suczilin: Nigdy nie miałam ambicji, by zostać prawnikiem – uważałam, iż w tym zawodzie jest zbyt mało romantyzmu. W konfrontacji z moim charakterem, było to coś zupełnie abstrakcyjnego. W kilka lat po ukończeniu Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej na UAM zatrudniłam się jako sekretarka w kancelarii adwokackiej. Miała to być praca przyjemna na tyle, abym po niej miała siłę i chęci realizować swoje niezarobkowe pasje związane ze sztuką. Po dość krótkim czasie okazało się jednak, iż kooperacja układa się nad wyraz dobrze, a przełożeni chcieliby wykorzystać więcej mojego potencjału. Stąd w dość późnym wieku, bo tuż przed trzydziestką, zdecydowałam się na podjęcie studiów prawniczych. Ukończyłam Uniwersytet SWPS w Poznaniu i był to doskonały wybór. Dość gwałtownie uzmysłowiłam sobie jednak, iż „klasycznym” prawnikiem nigdy nie będę chciała być, zależało mi, aby wykorzystać wysiłek włożony w ścieżkę rozwoju w zgodzie z moimi wartościami. Dlatego też równolegle z zawodową pracą w kancelarii rozpoczęłam wolontariacką współpracę z poznańską Fundacją „Koci Pazur” i lubońską Fundacją „Sterczące Uszy”. Naturalną koleją rzeczy było założenie Stowarzyszenia Ochrony Kocich Dołów.
Gazeta Lubońska: Od najmłodszych lat angażowała się Pani w działania na rzecz praw zwierząt. Co zainspirowało Panią do takiej aktywności?
Aleksandra Suczilin: Nie miałam żadnego impulsu, który by mnie zainspirował do działania. Sądzę, iż to wrodzona wrażliwość oraz nabyta, dzięki wychowaniu, umiejętność krytycznego myślenia mną powodowały. Zawsze postrzegałam świat przez pryzmat tych słabszych, jednocześnie nie będąc w ich gronie. Od zawsze silnie odczuwałam niesprawiedliwość względem tych, którzy obronić się nie mogą, jednocześnie odczuwając równie silnie i te dobre emocje: piękno, miłość i dobro. Z jednej strony zawsze czułam się odrębną jednostką, z drugiej czułam ogromną więź ze zwierzętami i dziką przyrodą. Obcowanie z nimi jest dla mnie czymś absolutnie naturalnym, a w obecnych czasach niestety staje się coraz bardziej wyjątkowym. Przełomem było jednak stanowcze zakomunikowanie rodzinie, iż koniec z jedzeniem przeze mnie zwierząt. Było to na początku lat dwutysięcznych, byłam zupełnie młodziutką dziewczyną u progu dojrzewania, o produktach zastępczych nikt w Polsce choćby nie słyszał, dieta każdego opierała się na kotlecie i „ziemniaczki możesz zostawić”, więc lekko nie było. Im mniej wsparcia otrzymywałam od otoczenia w jednej z najważniejszych dla mnie na tamten czas decyzji, tym bardziej zaczęłam interesować się tym, jak los zwierząt mogę poprawić. w tej chwili ponad dwadzieścia lat jestem roślinożercą i zarówno w zdrowiu, jak i doznaniach smakowych niczego mi nie brakuje. Od zawsze na moją rodzinę składały się również zwierzęta niechciane, z trudną przeszłością – psy i koty. Pies, który pojawił się lata przed moim przyjściem na świat, został jako szczeniak uratowany przez moich rodziców z worka topielczego. w tej chwili jestem opiekunką dwóch kotów, adopciaków, które ze względu na przejścia w ulicznym życiu oraz stan zdrowia, miały praktycznie zerowe szanse na jakikolwiek dom. Szalenie istotne jest, aby pamiętać, iż nie wszystkie podejmowane przez nas działania muszą być na wielką skalę. Jedno uratowane życie i rozmowa – choćby z najbliższymi – o tym, dlaczego postąpiło się tak, a nie inaczej oraz odważna troska o to życie, wnosi samo w sobie duży wkład w świadomość ludzi i wpływa na pozytywną zmianę. Bo zaczynamy od niewielkiego kręgu, ale krąg ten się z czasem powiększa. I coś, co na początku było „fanaberią”, jeżeli przyświecają temu dobre cele, po czasie staje się czymś zupełnie naturalnym.
Gazeta Lubońska: Współpracuje Pani z fundacjami „Koci Pazur” i „Sterczące Uszy”. Jakie doświadczenia wyniosła Pani z tej współpracy i jakie działania realizowała Pani w jej ramach?
Aleksandra Suczilin: Przy fundacjach jestem przede wszystkim prawnikiem – nie jeżdżę na interwencje, nie prowadzę szerokiej edukacji, nie zajmuję się opieką weterynaryjną. Dopiero jak pojawia się newralgiczny problem, wkraczam z merytorycznym wsparciem. Wachlarz mojego wsparcia jest szeroki – od redagowania umów adopcyjnych, przez rozwiązywanie konfliktów z adoptującymi, na sądowych sprawach karnych o znęcanie kończąc. Jestem szczęśliwa, iż mam przywilej wykorzystywania swojego wykształcenia i doświadczenia zawodowego w słusznej sprawie. Chciałabym w tym miejscu zaznaczyć, iż fundacje prozwierzęce czy prośrodowiskowe, to nie tylko osoby, które widzimy na pikietach czy filmach z interwencji. To zaplecze ludzi z różnymi umiejętnościami, które się uzupełniają. Osobiście najlepiej czuję się w pracy ze słowem i przepisami, dlatego nie byłabym odpowiednią osobą do przeprowadzania interwencji. I odwrotnie. Osoby, które fenomenalnie prowadzą kryzysowe interwencje, niekoniecznie sprawdzą się w roli prelegenta na warsztatach edukacyjnych w szkole. A każda z tych osób jest bardzo potrzebna.
Gazeta Lubońska: W 2024 roku założyła Pani Stowarzyszenie Ochrony Kocich Dołów. Skąd wziął się pomysł na powołanie tej organizacji i jakie cele przyświecały jej powstaniu?
Aleksandra Suczilin: Gdy tylko wprowadziłam się nad Kocie Doły, miałam w planach sprawdzić stan ochrony prawnej tych terenów i zawczasu podjąć dialog z Urzędem Miasta. Życie się toczyło zwykłym rytmem i czas upływał. Mobilizacja nadeszła wraz z momentem zagrożenia powstania inwestycji zbierania i przetwarzania odpadów nad naszym starorzeczem. Nie było wtedy już innych spraw, należało się spiąć i zacząć działać. Tak, jak wiele było strachu o przyszłość Dolnego Lasku i Kocich Dołów, równie wiele było i przez cały czas jest korzyści – zacieśniły się więzi sąsiedzkie, poznaliśmy się wzajemnie i odkryliśmy, ilu wspaniałych ludzi mamy w najbliższej okolicy, powstały nowe przyjaźnie.
Gazeta Lubońska: Stowarzyszenie aktywnie działa na rzecz ochrony Dolnego Lasku w Luboniu. Jakie konkretne inicjatywy zostały podjęte w celu ochrony tego terenu i jakie były ich efekty?
Aleksandra Suczilin: Najciekawsze zawsze będą spektakularne efekty działań, a nie żmudna droga do ich osiągnięcia. w tej chwili najwięcej mamy na koncie właśnie tej żmudnej, ciężkiej pracy. Dotychczasowe wszystkie konkretne inicjatywy są pozornie mało atrakcyjne, bo jest to praca „od zaplecza”. ale pierwszym, absolutnie najcenniejszym, sukcesem było zintegrowanie naszej wspólnoty sąsiedzkiej, która odważnie przystąpiła do postępowania administracyjnego dotyczącego odpadowej inwestycji. Doprowadziło nas to do sądu, gdzie odnieśliśmy sukces – na przekór tytułowanym pełnomocnikom inwestora i kontrując orzeczników z Kolegium. Równocześnie zależało nam na ukazaniu wagi problemu tej inwestycji i konieczności poświęcenia szczególnej uwagi każdego szczebla decydentów nad kwestią środowiskową terenów Kocich Dołów – stąd zainicjowanie przez Stowarzyszenie rozgłosu medialnego, w tym, poza lokalnymi mediami, „Gazety Wyborczej”, Radia Poznań, WTK, TVP i Polsat News. Stowarzyszenie odbyło rozmowy z panią burmistrz, radnymi i urzędnikami Miasta, aktywnie angażowaliśmy mieszkańców do udziału w konsultacjach społecznych dotyczących zmiany planu ogólnego oraz planu miejscowego sąsiadującego, ale mającego wpływ zarówno na mieszkańców, jak i Kocie Doły, sami również analizując dokumenty i składając pisma w sprawie. Pod koniec maja Stowarzyszenie wzięło również udział w spotkaniu zorganizowanym przez Uniwersytet im. Adama Mickiewicza, dotyczącym sporządzenia prognozy rekreacyjnej dla tych terenów. Raport, w formie naukowej, będzie dostępny w najbliższym czasie, o czym poinformujemy Państwa za pośrednictwem naszej strony na portalu społecznościowym Facebook.
Gazeta Lubońska: Poza działalnością w Stowarzyszeniu, czy angażuje się Pani w inne projekty społeczne lub ekologiczne? Jakie są Pani zainteresowania poza pracą zawodową i aktywizmem?
Aleksandra Suczilin: Wyliczając moje zainteresowania, pasje i to, co mimo trudności nieustannie pcha mnie ku przyszłości, mogłabym zapełnić całe wydanie „Gazety Lubońskiej”. Ale pokrótce. Duszę mam artystyczną. Wszelkie formy wyrazu są moim nieodłącznym towarzyszem. Mam wykształcenie muzyczne, fotografika i sztuk plastycznych, kocham literaturę i poezję, potrzebuję twórczości manualnej – stąd wstępna irracjonalność pomysłu podjęcia studiów prawniczych. Zupełnie niedawno nadarzyła się wyjątkowa okazja, by móc skumulować całe moje doświadczenie, wykształcenie i osobowość w jednym miejscu – w Kulinarnym Kąciku Kulturalnym. Jest to zupełnie innowacyjny projekt na skalę Lubonia, który mam szczerą nadzieję, będzie już dla Państwa dostępny tego lata. Moja kooperacja z Fundacją „Sterczące Uszy” nieustannie się rozwija, więc mimo już i tak sporej ilości obowiązków, nie zaniecham swojego zaangażowania.
Gazeta Lubońska: W tym roku została Pani nominowana do nagrody „Siewca Roku 2024” przyznawanej przez Miasto Luboń. Co dla Pani oznacza ta nominacja i jakie emocje towarzyszyły jej ogłoszeniu?
Aleksandra Suczilin: Już samo skierowanie do mnie zapytania przez sąsiada, czy mógłby zgłosić moją kandydaturę do nagrody, było wielkim wzruszeniem. Zdaje się, iż większym niż sama nominacja, za którą oczywiście serdecznie dziękuję włodarzom Miasta. Jednak wyraz docenienia mojej osoby przez najbliższych sąsiadów był i wciąż jest dla mnie najcenniejszą nagrodą.
Gazeta Lubońska: Z jakimi wyzwaniami musiała się Pani mierzyć w trakcie prowadzenia działań na rzecz ochrony środowiska i praw zwierząt? Czy były momenty szczególnie trudne lub przełomowe?
Aleksandra Suczilin: Największym wyzwaniem oraz trudnością, w tak delikatnych sprawach, jak przyroda i prawa zwierząt, przez jeszcze długi czas pozostanie uświadamianie osób decyzyjnych – od samorządów i polityki na sądach kończąc – w jak delikatnej, a więc niezwykle ważnej materii się poruszamy. Problematyka ta niestety jest wciąż marginalizowana. Ochrona najsłabszych oraz tych, którzy sami obronić się nie mogą, powinna być traktowana priorytetowo. Niestety mimo coraz częściej pozytywnego obierania kierunku, problematyka ta oraz osoby w nią zaangażowane wciąż są bagatelizowane.
Każdy sukces, choćby był składową pewnej całości, jest dla mnie przełomowy. Czerpanie euforii z choćby najdrobniejszego prawidłowo przeprowadzonego postępowania jest bardzo potrzebne, by nie stracić celu, dla jakiego w tym danym momencie podejmuje się walkę. W ostatnim czasie miałam dwa niesamowite momenty. Jednym z nich była ochrona praw psa do odczuwania i wyrażania lęku, obaw i strachu. W tym przypadku postępowanie przygotowawcze prowadzone przez prokuratora i policję było po stronie zgłaszającego zdarzenie (człowieka), więc odwołaliśmy się do sądu. Sąd karny w całości poparł przedstawioną przeze mnie argumentację, tym samym przełamując kolejne pozornie niewielkie, ale po prawdzie wielce istotne, mentalne blokady. Natomiast w sprawie ochrony Kocich Dołów, Wojewódzki Sąd Administracyjny w Poznaniu z początkiem roku przyznał rację przedstawionemu przeze mnie stanowisku i sprawa inwestycji zbierania i przetwarzania odpadów nad Kocimi Dołami zamiast wrócić w październiku 2024 roku do Pani Burmistrz, została cofnięta do Samorządowego Kolegium Odwoławczego, które w tej chwili ponownie weryfikuje prawidłowość wydanej przez siebie decyzji*.
*instancyjność: decyzja Burmistrz Miasta Luboń -> odwołanie inwestora -> decyzja Samorządowego Kolegium Odwoławczego w Poznaniu -> mój sprzeciw -> wyrok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Poznaniu -> ponowne rozpoznanie sprawy przez Samorządowe Kolegium Odwoławcze, które wyda nową decyzję w sprawie.
Gazeta Lubońska: Jakie są Pani plany na przyszłość w kontekście działalności społecznej i zawodowej? Czy planuje Pani rozszerzenie działań Stowarzyszenia lub nowe inicjatywy?
Aleksandra Suczilin: Obecnie podjęliśmy z mężem całkiem odważne wyzwanie. Zdecydowaliśmy się na stworzenie i prowadzenie Kulinarnego Kącika Kulturalnego, który będzie nie tylko restauracją i kawiarnią, ale dodatkowo miejscem spotkań mieszkańców okolicy Kocich Dołów. Będziemy organizować warsztaty, spotkania edukacyjne, prelekcje, może kameralne koncerty czy pokazy filmowe. Pragniemy, by każdy, kto nosi w sobie jakąkolwiek pasję, mógł się w tej przestrzeni nią podzielić lub z niej czerpać. Nie chcemy, by jakakolwiek grupa wiekowa została wykluczona, dlatego będziemy tworzyć wydarzenia dla osób w różnym wieku, nie tylko dla dzieci. Kulinarny Kącik Kulturalny mieści się przy ul. Armii Poznań 111 A. Zachęcamy również do obserwowania nas na Facebooku i Instagramie. w tej chwili trwa remont, który mamy nadzieję zakończy się jeszcze latem tego roku. Co do Stowarzyszenia, to będziemy starali się rozwijać jego działania. Liczę, iż prowadzenie Kącika nam to ułatwi. Nieprzerwanie również będę współpracować z naszą lubońską Fundacją „Sterczące Uszy”.
Gazeta Lubońska: Jakie przesłanie chciałaby Pani przekazać mieszkańcom Lubonia i okolic w kontekście zaangażowania społecznego i ochrony środowiska?
Aleksandra Suczilin: Każda prawdziwie dobra zmiana, wnosząca pozytywne i długofalowe skutki na wielu płaszczyznach, wynika z oddolnej inicjatywy obywateli – nie polityków czy osób wysoko w społeczeństwie sytuowanych, ale właśnie od zwykłych ludzi.
Gazeta Lubońska: Dziękujemy za rozmowę i życzymy wspaniałych sukcesów na rozmaitych życiowych płaszczyznach.
(red.)




