WIELKOUCHY, KTÓRY URATOWAŁ SWOJEGO CZŁOWIEKA
Wielkopolska, 2020.
Na odciętej od świata farmie, wśród sosnowych lasów i pagórków, mieszkał Jan Kowalczyk, siedemdziesięciojednoletni emerytowany rolnik, który wolał towarzystwo zwierząt niż miejski zgiełk. Jego żona odeszła dziesięć lat temu, a od tamtej pory jego świat ograniczał się do domu, ogrodu i osieroconego zająca, którego znalazł, gdy ten był ledwie wielkości butelki mleka.
Nazwał go Błysk.
To nie pupil mawiał Jan. To przyjaciel na całe życie.
Błysk rósł szybko. Skakał swobodnie po polach, ale zawsze spał blisko ganku. Gdy Jan słuchał radia, zając kładł się obok. Gdy mężczyzna kopał ziemię lub naprawiał płot, Błysk podążał za nim jak cichy cień.
Pewnego ranka, gdy Jan pracował w szopie, potknął się o luźną deskę. Upadł niezgrabnie, bardzo niezgrabnie. Uderzenie w plecy odebrało mu możliwość ruchu. Stary telefon leżał w domu, a nikt nie miał przyjść przez kolejne dwa dni.
Błysk wyszeptał przez zaciśnięte zęby. Pomóż mi, chłopcze.
Zając podszedł, obwąchał jego twarz. Jan chwycił go za łapę, jak tylko mógł, i wskazał w stronę domu.
Idź. Szukaj pomocy idź.
To wydawało się absurdalne. Jak zając mógł to zrozumieć?
Ale Błysk poszedł. Pognał w stronę domu. Jan myślał, iż po prostu uciekł.
Aż po piętnastu minutach usłyszał znajomy głos.
Panie Kowalczyk! Co się stało?!
To była Zosia, młoda weterynarka, która czasem zaglądała, by sprawdzić dzikie zwierzęta, którymi Jan się opiekował. Błysk dobiegł do drogi, gdzie stała jej furgonetka, i zaczął uderzać łapami w ziemię, wydając dziwne dźwięki, patrząc na nią, biegnąc i wracając. Nalegał tak długo, aż Zosia poszła za nim.
Nigdy nie widziałam go takim powiedziała później. To było, jakby krzyczał bez głosu.
Jana zabrano do szpitala. Miał trzy złamane żebra i uraz biodra. Gdyby nie Błysk, mógłby leżeć tam ponad dobę, sam, bez wody.
Historia trafiła do lokalnych gazet. Zając bohater pisali. Błysk pojawił się choćby w telewizji, z czerwoną chustką na szyi.
Jan wyzdrowiał. Ale jego spojrzenie zmieniło się na zawsze.
Myślałem, iż to ja go uratowałem powiedział drżącym głosem. Ale to on nauczył mnie, iż prawdziwa miłość nie potrzebuje słów. Tylko odważnych skoków.
Dziś przy wejściu na jego farmę wisi manualnie malowana tabliczka:
Tu mieszka człowiek i zając, który nie pozwolił mu umrzeć w samotności.
A jeżeli przejdziesz tam cicho o zmierzchu, może zobaczysz Błyska leżącego na ganku, z przymkniętymi oczami, strzegącego starca, który dał mu drugą szansę i który, nie wiedząc o tym, sam ją od niego otrzymał.

3 tygodni temu







