Jak emu wygrały z wojskiem. Jedyna wojna na terytorium Australii

4 godzin temu

Fundamentalne przyczyny zwarcia

Tło tego niezwykłego konfliktu, który rozegrał się na Antypodach, miało charakter polityczny. Wszystko zaczęło się po zakończeniu I wojny światowej. Do Australii zaczęli powracać zdemobilizowani żołnierze, którzy służyli na różnych frontach w ANZAC (Australian and New Zealand Army Corps). Oprócz nich, przybyli także liczni obywatele Wielkiej Brytanii, którzy na końcu świata chcieli znaleźć swoją szansę. Tych silnych i młodych mężczyzn były tysiące, dla rządu Australii weterani i bohaterowie stanowili jednak nie lada problem. Należy pamiętać, iż był początek światowego kryzysu ekonomicznego, który wybuchł w 1929 roku w USA i rozlał się na cały glob. Dla byłych żołnierzy nie było zwyczajnie żadnej pracy, ani w przemyśle, ani w usługach. Nie było też pomysłu, co z nimi zrobić, bez wywołania poważnych konfliktów społecznych. Tego, czego w Australii nie brakowało, to były rozległe, niezamieszkane tereny kontynentu. Władze postanowiły zaproponować weteranom zasiedlenie i działki pod pola uprawne na bezludnych, niezagospodarowanych obszarach. Rozdawano ziemię na zachodzie kraju. Nowi farmerzy mieli tu zamieszkać, założyć rodziny i utrzymywać się z uprawiania zbóż, między innymi pszenicy, która mogła rosnąć w tym trudnym klimacie.

Ci, którzy zdecydowali się na pomysł władz, otrzymywali od rządu dotacje. W założeniach wszystko wyglądało bardzo rozsądnie. Na początku plan jakoś działał, mimo iż były bardzo niekorzystne warunki klimatyczne, a wszędzie czyhały niebezpieczne, dzikie zwierzęta żyjące w buszu. Brakowało dróg, co uniemożliwiało regularne dostawy wszelkiego zaopatrzenia, nie było łączności, lekarzy i nauczycieli. To było bardzo trudne życie.

Jakby tego było mało, pojawiła się niespotykana od 400 lat susza. Katastrofalna pogoda zdewastowała uprawy, spowodowała liczne pożary lasów i pustynnienie obszarów, a co za tym idzie, masową migrację zwierząt. Zwierzęta uciekały przed ogniem i głodem, tam gdzie mogły jakoś przetrwać, czyli na pola rolników. Największym wrogiem farmerów okazał się wtedy australijski nielot emu.

Wielki wojownik emu

To ptak z rodziny kazuarowatych. Jest drugim po strusiu, największym żyjącym ptakiem na świecie. Mierzy do 190 centymetrów wysokości, jego waga dochodzi choćby do 50 kilogramów, znakomicie biega, osiąga 50 kilometrów na godzinę. W jego diecie oprócz trawy, owoców i owadów, dominują nasiona. Choć emu to ptaki mało agresywne i łatwo można je oswoić, to dziko żyjące, w stresowej sytuacji mogą zaatakować, dziobać i kopać w dowolnym kierunku.

Gdy tylko farmerzy dostrzegli, iż na ich polach uprawnych zaczęły pojawiać się stada emu, które dosłownie wyjadały im cale hektary zboża, zaczęli do nich strzelać. Używali do tego zwykłej broni palnej. Początkowo strzały odstraszały emu, ale jednak ptaki ciągle wracały. Do tego, w coraz większej ilości. Głód zwyciężał strach. W końcu w 1932 roku, stado emu żerujących na polach osiągnęło ponad 20 tys. osobników, wtedy stało się większą plagą niż dzikie króliki, dewastujące uprawy.

Rolników ogarnęła czarna rozpacz, zdali sobie sprawę, iż nie wygrają z emu.

Jesienią 1932 roku zdesperowani, udali się z prośbą o wsparcie do australijskiego rządu, a dokładnie do ministerstwa obrony. Jako byli żołnierze, błagali o dobrą broń, mieli na myśli karabiny maszynowe. Minister George Pearce obiecał weteranom maszynowe wsparcie zbrojne. I tak rozpoczęła się „Australijska Wielka Wojna Emu”.

Farmerzy nie dostali jednak karabinów do rąk, broń miała być używana tylko przez czynnych żołnierzy. Ustalono, iż transport trzech wojskowych sfinansują władze Australii Zachodniej. Na barkach rolników spoczywało wyżywienie, zakwaterowanie oraz koszty wystrzelonej amunicji. Minister Pearce’a, chciał upiec na tej akcji dwie pieczenie na jednym ogniu. Oprócz rozwiązania problemów farmerów, uznał, iż to będzie znakomite ćwiczenie strzeleckie dla żołnierzy. Na dodatek postanowił wykorzystać akcję propagandowo i wesprzeć pozytywny wizerunek rządu. Więc razem z wojskowymi, zaprosił do ekspedycji zbrojnej operatora z kroniki filmowej agencji Fox Movietone. Walka miała się rozegrać na polach uprawnych w pobliżu miasteczka Campion.

Misją dowodził doświadczony w boju major G.P.W. Meredith z 7 Ciężkiej Baterii Królewskiej Artylerii Australijskiej.

Pierwsze starcie miało miejsce 2 października 1932 r. Miejscowi poinformowali, iż w okolicy grasuje stado około 50 emu. Plan był prosty. Farmerzy mieli wypłoszyć ptaki, aby skierowały się wprost pod lufy karabinów. Emu nie współpracowały zgodnie planem, rozbiegły się we wszystkie strony.

Mimo silnego ognia, udało się uśmiercić tylko 12 sztuk. Pozostałe emu tak gwałtownie uciekały, biegnąc zakosami, iż były trudne do trafienia i momentalnie znajdowały się poza zasięgiem broni maszynowej. Bitwa skończyła się kompromitacją wojska, w dodatku uwieńczoną na filmie.

A więc wojna!

To zdenerwowało dowództwo. Kolejna potyczka miała miejsce 4 listopada. Major Meredith otrzymał informacje, iż w kierunku wodopoju, niedaleko tamy, podchodzi stado liczące około 1000 sztuk. gwałtownie zrobiono zasadzkę, aby uderzyć z ukrycia. Ta okazała się katastrofą. Owszem, ptaki dały się podejść, ale gdy żołnierze zaczęli strzelać jeden karabin się zaciął. W rezultacie znowu ubito tylko kilkanaście sztuk, pozostałe emu uciekły. W świetle dwóch kompromitujących porażek, zaczęło chodzić o honor wojskowych. Żołnierze zaczęli baczniej obserwować swoich ptasich przeciwników, dostrzegli, iż „każda grupa wydaje się mieć teraz swojego przywódcę – wielkiego ptaka z czarnymi piórami, który stoi na wysokości sześciu stóp i czuwa, podczas gdy jego towarzysze wykonują swoje dzieło zniszczenia. Przywódca ostrzega ich przed naszym nadejściem” – relacjonowali.

Major Meredith postanowił zmienić taktykę. Wydał rozkaz umieszczenia karabinów na platformie ciężarówki i tak podążyć w pościg za ptakami. Pomysł okazał się kolejnym niewypałem. Ciężka i powolna ciężarówka, jadąca po bezdrożach, nie mogła się równać ze zwinnymi, szybkimi emu.

W rezultacie do 8 listopada, wystrzelono 2500 pocisków amunicji czyli 25% całego zapasu. Tymczasem liczba zabitych ptaków wyniosła 50 sztuk. Media zaczęły mieć używanie. Naśmiewano się z żołnierzy. Minister obrony odwołał wojskowych 8 listopada. Tego dnia australijska Izba Reprezentantów pochyliła się nad tym niecodziennym konfliktem.

Podczas obrad jeden z deputowanych, spytał czy dla walczących przewidziano pamiątkowe medale, wtedy padła riposta, iż „tak, ale dla emu, bo to one póki co wygrywają każde starcie.”

Przemawiał major Meredith, porównał emu z Zulusami, podziwiał publicznie ich szybkość, zwinność i waleczność, choćby w obliczu poniesionych ran. Miał powiedzieć doniosłe słowa: „gdybyśmy mieli dywizje z odpornością tych ptaków na kule, to moglibyśmy walczyć przeciwko każdej armii na świecie. One mogą mierzyć się z karabinami maszynowymi z wrażliwością czołgów. Są jak Zulusi, których choćby pociski dum-dum nie mogły powstrzymać” – to był prawdziwy komplement z ust wroga.

Emu trzymają się mocno

Dla wszystkich stron stało się jasne, iż pierwotne wyobrażenia strzelców maszynowych o seriach ogniem ciągłym do skoncentrowanych mas emu, to fikcja. Ptaki dowodzące stadami emu stosowały tak zwaną taktykę partyzancką. Wymuszały na żołnierzach pościgi za małymi grupkami, co powodowało, iż sprzęt wojskowy był nieskuteczny. Po miesiącu tej kompromitującej wojny, australijskie siły zbrojne wycofały się z pola walki.

Ta decyzja nie spodobała się farmerom, na których polach znowu żerowały setki emu. 15 listopada weterani wojenni ponownie zwrócili się do ministra Pearce’a o wsparcie. Minister znowu wysłał do nich majora Mereditha i jego dwóch żołnierzy. Potyczki z emu trwały do 10 grudnia, dopóki nie skończyła się amunicja. Łącznie wystrzelono 9800 sztuk. Oficjalnie zabito zaledwie 986 ptaków, około 2500 nie przeżyło potem w wyniku poniesionych ran. Ten szacunek mógł być jednak mocno przesadzony ze wstydu.

Problemu emu nie rozwiązała wojna. przez cały czas pasły się na ludzkich uprawach. Farmerzy ciągle prosili rząd o zbrojną interwencję. Politycy nauczeni poprzednimi wpadkami, pozostawali niewzruszeni. Nie potrzebowali kolejnego skandalu z emu. Dopiero w latach 50-tych ludzie zrozumieli, jak bezkrwawo można żyć w sąsiedztwie z nielotami. Wybudowano siatki ochronne okalające farmy. Zapanował pokój.

Źródła:

https://historiamniejznanaizapomniana.wordpress.com

https://pl.wikipedia.org

https://www.discoverwildlife.com

https://www.thecollector.com

Idź do oryginalnego materiału