
tak, wkraść się, zwariować wprost w ciebie!
i cieszyć się jak dziecko z faktu, iż wszystko poza
nami jest ponuklearną groteską, rzeczywistością,
która została przeznaczona na przemiał, bo
zagnieździły się i opanowały ją nieśmieszne,
kamienne krasnale o ubrokaconych mordach,
bo to wyścig Schlörwagenów. bez mety.
aż chce mi się pozwiększać poziom jego absurdalności,
wejść z impetem na salę plenarną kompletnie
sprowincjonowanego Sejmhedrynu i krzyknąć:
`bęcwały! zamiast Łukaszenki skazaliście
na ukrzyżowanie Majkę Jeżowską!`,
w jedynej działającej restauracji zamówić...
mięsną agrafkę o smaku wątroby Leonardo DiCaprio,
dorysowywać uśmiechy zaśmiecającym ulice
pastelowym mumiom, pisać kwietne słowa
na żuchwach fosforyzujących szkieletów,
umierać z zachwytu, iż widzimy się po dzikszej,
bardziej drapieżnej stronie. iż jest to
graniem w łapki. po zażyciu lofentanylu,
a wszędzie brzydko i opacznie, gdzie nas nie ma.