Gm. Żmudź. Wiele dróg, ta sama pasja

6 godzin temu
Połowa sierpnia ma w sobie niezwykły urok. Ulice miast i wiosek toną w słonecznej spiekocie, ale każdy promień słońca niesie ze sobą ukłucie jesiennego chłodu. To inny czas, inne światło - zapowiedź zmierzchu i końca lata. Dobry moment, by przystanąć, pomyśleć i zanurzyć się w dawno odkładanej rozmowie. Czasem głowa mówi „Nie mogę już”, a serce błaga o odpoczynek. W takie dni warto poszukać azylu – miejsca, gdzie rozmowa i spokój napełnią nas nową siłą.Zatrzymaj się, zapytaj...Dłoń, spojrzenie, zapraszający gest. Drewno stołu zanurzone w otulonym sztuką wnętrzu. W domu pani Anny przemawia do gościa każdy detal. Do zadawania ważnych pytań zachęcają obrazy. Nie można i chyba nie warto przejść obok nich zupełnie obojętnie. Są jak impuls, wyzwanie, rzucona rękawica. Sztuka wydaje się pytać „I co z tym teraz zrobisz?”. Patrzysz i jeszcze nie wiesz. Ale coś zaczyna pracować. Trybiki duszy przesuwają się ospale w zastygłym smarze zgnuśnienia. Serce zaczyna delikatnie drgać. Nie wie jeszcze, do czego się wyrywa. Ale pewne jest jedno – dzisiaj nie będzie już spokojnie spać. Nie może i nie chce.W życiu pani Anny wszystko miało swój czas, odpowiedni moment, porę. Czasami warto dać się poprowadzić. Kiedy nie wiesz, w którą stronę pójść, trzeba dać sobie czas. Odpowiedź może przyjść w najmniej oczekiwanym momenciePasja niejedno ma imię– To prawda, iż u mnie pasja niejedno ma imię. Najpierw jednak wyrosły i rozwinęły się w moim życiu rośliny. To bezwarunkowa miłość. Rozkwitła jeszcze we wczesnym dzieciństwie, ponieważ wychowywałam się w domu z ogrodem. Cała nasza rodzina jest zresztą związana w ten czy inny sposób z ogrodniczą pasją. Później ta miłość do roślin musiała zostać na wiele lat uśpiona, ponieważ zamieszkaliśmy wspólnie z mężem w bloku, ale nigdy tak naprawdę nie uległa wykorzenieniu. Coś zostało zasiane i później przez całe nasze życie poszukiwaliśmy odpowiedzi na pytanie o to, jak uczynić zadość tym naszym tęsknotom – uśmiecha się Anna Buczko, gospodyni azylu w Wołkowianach.Stawiam kolejny krok. Ostrożnie. Tak, aby nie uronić ani jednego wrażenia, ani jednego słowa. Ścieżki przebiegające pomiędzy bujną zielenią przeplatają się nieustannie z tymi, które znaczą ludzką, artystyczną duszę. Które z nich mówią więcej? Które położone są bliżej prawdy? A może świat, który właśnie przemierzam, rozpięty jest pomiędzy obie te przestrzenie – bujnej zieleni i serca?– To miejsce chyba nas w pewnym sensie odnalazło. Kupiliśmy tę działkę wiele, wiele lat temu. Chcieliśmy mieć dostęp do takiego swojego cichego zakątka. Miejsca, gdzie moglibyśmy wypoczywać wspólnie z dziećmi. W pobliżu jest przecież piękny zalew, świat zwierząt i roślin, którego nie da się wprost do końca przemierzyć i opowiedzieć. Z biegiem lat odkryliśmy jednak, iż to miejsce chce się przed nami odkryć w inny jeszcze sposób. Zaprosić do jakieś przygody. Przyciągało, zachęcało i oto jesteśmy – wspomina artystka.Skok na głęboką wodęDecyzję o zamieszkaniu w tym miejscu państwo Buczkowie podjęli niemal z dnia na dzień. Coroczna aktywność w Wołkowianach tylko utwierdzała ich w przekonaniu, iż „w końcu trzeba coś z tym zrobić”. Na działce zaczęli przebywać coraz częściej. Nierzadko od marca do listopada. Skok na głęboką wodę nastąpił wówczas, kiedy w lubianym przez rodzinę domu postanowili spędzić święta Bożego Narodzenia.– Dom wyglądał wtedy zupełnie inaczej. Nie mieliśmy wielu udogodnień, którymi dysponujemy teraz. Nie było choćby porządnego ogrzewania (śmiech), tylko mała tzw. koza. Do dzisiaj jednak wspominamy tamte święta jako jedne z najszczęśliwszych, jakie przeżyliśmy w naszej rodzinie – mówi o ważnych doświadczeniach Buczko.Ogród z biegiem lat zmieniał się, rozrastał, przybywało nowych roślin. To przestrzeń, która wymaga czasu i uwagi, ale kiedy otrzyma już porządną dawkę czułości, potrafi odwdzięczyć się w sobie tylko znany sposób. Jest jak uważny terapeuta. Dysponuje odpowiedzią choćby wtedy, kiedy my nie wiemy jeszcze, jak podnieść się po otrzymanych od życia ciosach.– Przepłakałam w tych rabatach niejeden problem. Trudne chwile. Kiedy jest pod górę i źle, warto założyć rękawice, wziąć narzędzia i pójść do ogrodu, aby się zmęczyć. Fizyczna praca oczyszcza umysł i także problemy jawią się już jako zupełnie inne. Możemy na nie spojrzeć z innej perspektywy. Bo to perspektywy nam często brakuje, dystansu. I ciszy, która pozwala odnaleźć równowagę – podkreśla malarka.Podróż w głąb siebie Buczko rozpoczęła także dzięki malarstwu. Dzięki niemu potrafi dojrzalej, bardziej świadomie spojrzeć na siebie, życie i otaczający świat. Ale i ta pasja pozostawała przez wiele lat w stanie uśpienia. Przyprószone pyłem zapomnienia sztalugi i malarskie akcesoria zapraszały początkowo bardzo nieśmiało, by z biegiem lat coraz wyraźniej zaznaczyć swoją obecność w domowej przestrzeni pani Anny i jej rodziny.– To prawda, malarstwo żyło we mnie od najmłodszych lat, ale moi rodzice wychodzili z założenia, iż z tego, jak to się często mówi, „nie będzie chleba”. Przez lata jednak żyło we mnie takie przeświadczenie, iż chcę i muszę spróbować. To, co warto podkreślić, to fakt, iż akt tworzenia przy pomocy pędzla, farb i sztalugi jest inny od tego, jaki możemy realizować przy pomocy kartonu, kredek, ołówków czy jakichś prostych farb plakatowych. Dla mnie był to zupełnie inny świat, po który byłam w stanie sięgnąć stosunkowo późno – mówi o tym z kolei obszarze aktywności Buczko.Obraz trzeba czućW jej głowie zamieszkały na początku anioły. W malarstwie istotny jest jednak nie tylko temat dzieła, ale i cała droga towarzysząca jego realizacji. Osobista wrażliwość, nastrój, chwila, moment. Dzisiaj pędzel będzie biegł po płótnie w określony sposób, nanosząc określone barwy. Jutro jednak jego ścieżki mogą być już zupełnie inne. Dlaczego? Tego nie wie często choćby sam artysta.– W naszym gronie mówi się często, iż obraz trzeba czuć. Mieć takie przeświadczenie, iż nanosi się na płótno właśnie to, co ma się na nim znaleźć. Trzeba trafić w przysłowiową „dziesiątkę”. Nie ma tutaj miejsca na półśrodki, zastępcze rozwiązania. jeżeli mam w głowie określoną myśl, którą chcę wyrazić przy pomocy obrazu, to musi ona zostać zrealizowana dokładnie tak, jak to sobie zaplanowałam. jeżeli nie jestem w stanie tego zrobić i stwierdzam, iż utknęłam, odstawiam pracę na jakiś czas. Czasami na kilka miesięcy. Parzę na ten obraz, przechodzę obok niego, coś pracuje w mojej głowie. I nagle przychodzi olśnienie, które pozwala ukończyć go w dwie godziny. Proces twórczy bywa zaskakujący. Nie ma tutaj prostych recept i gotowych odpowiedzi – uważa malarka.Kiedyś wydawało się jej, iż nie jest gotowa do tego, aby zostać przyjętą przez grono artystów zrzeszonych w „Pasji”. Ale, jak to w życiu często bywa, czasami warto dać się poznać. Wyjść ze strefy własnych lęków i fałszywych ocen samego siebie. Sztuka, która nie napotyka na swojego odbiorcę, przestaje mieć sens. Tak też było z panią Anną. Dzisiaj „Pasja” jest rozpoznawalną w mieście i regionie pracownią utalentowanych twórców.– Tak, mogę chyba powiedzieć o tym, iż „Pasja” mnie odnalazła. Podobnie zresztą jak ogród. Pierwszy plener, później wystawy, spotkania, codzienna aktywność. I nie wiedzieć kiedy i jak, minęło już 20 lat istnienia stowarzyszenia. A samo środowisko „Pasji” jest dużo starsze, bo istnieje od 1998 roku – snuje wspomnienia.W malarstwie Buczko ma ochotę przejść jeszcze wiele nieodkrytych do tej pory ścieżek. Czuje potrzebę sięgnięcia po abstrakcję. Uważa, iż malarz powinien, przynajmniej raz na jakiś czas, „puścić się pędzlem”, dać się ponieść, zaszaleć. Dać poprowadzić artystycznemu szaleństwu. Zamiast poszukiwać wciąż adekwatnej formy dla zjawiska, które chce opisać, zająć się sztuką w jej nagiej odsłonie. To zadanie tyleż kuszące, co trudne do uchwycenia.Czy jednak warto? Zawsze... W poszukiwaniu prawdy – zawsze.Czytaj także:
Idź do oryginalnego materiału