No nie, tak dobrze mi szło, dziewięć dni pod rząd posty, a teraz cisza wyborcza? nie może być.
Wyraźnie widać po ilosci tekstu na blogu wczoraj, iż nareszcie się zabrałam do pracy, skończyłam analizę i dyskusję, jeszcze tylko zakończenie (1000 słów, ze dwie strony) i wstęp (2000, ze cztery omg jeszcze to cholerstwo!). Mam tydzień. Potem promotorka czyta, potem ostatnie poprawki. A potem przyjęcie ogrodowe, nananananana.
Mam dużo przemyśleń, ale nie mam czasu, a interesujące rzeczy się dzieją np pod szkołą mojej córki protestuje anty-imigrancka prawica. Mo zapytała się, czy mnie też mogą wysłać do Polski, bo przecież nie jestem Irlandką, a rodzice kolegi z klasy, czarnego chłopca, boją się odprowadzać dziecko do szkoły.
Anty-imigrancka prawica protestuje też w obronie dzieci oczywiście, tym razem irlandzkich, które muszą być chronione przed tymi wściekłymi imigrantami, młodymi mężczyznami uchodźcami. Prawica wystawiła plastikowe stoliczki, siedzi w słoneczku i wyraźnie dobrze się bawi, wygląda na biednych lokalsów, którzy całe życie byli traktowani z góry przez społeczeństwo, teraz nareszcie oni mogą kogoś potraktować z góry, w dodatku zasadnie, patriotycznie i broniąc niewinności dzieci.
A nad nimi są kolesie, którzy zbijają sobie kapitał polityczny, zupełnie, jak Trump. Fart-right, moja koleżanka mówi na nich ‘smelly people’.
A obok jest szkoła, gdzie chodzą dzieci o różnym kolorze skóry, którzych rodzice przyjechali tak jak ja do tego kraju zbudować sobie lepszą przyszłość.
Smutna jest ta natura lucka.
Ale za to mamy lato stulecia w Irl. Tylko nie wiadomo, czy się cieszyć czy płakać nad przyrodą.