Dom dla Synów

polregion.pl 6 dni temu

**Dom dla synów**

Kazimierz był z tych mężczyzn, którzy potrafią wszystko. Wybudował dom, spłodził dwóch synów i zasadził na działce mnóstwo drzew. Krótko mówiąc – życie miał udane.

Dom postawił własnymi rękami na obrzeżach Warszawy, w spokojnej dzielnicy z domkami jednorodzinnymi. Z czasem podłączył gaz, wodę, zrobił remont – wygodnie jak w mieszkaniu, choćby wannę wstawił. Tylko iż przestrzeń była większa, a sąsiedzi nie wkurzali tak jak w bloku.

Żona, Jadwiga, kobieta piękna i zaradna, wszystko ogarniała: gotowanie, sprzątanie, ogródek. Kazimierz pomagał jej, gdzie mógł. Rosły im dwa synki – różnica pięć lat. Życie jak z obrazka.

Aż tu nagle Jadwiga zachorowała ciężko i odeszła, gdy młodszy syn był w czwartej klasie. Kazimierz długo rozpaczał, ale w końcu wziął się w garść, nie zaczął pić. Ciężko było samemu, brakowało kobiecej ręki w gospodarstwie. Ale o kolejnym małżeństwie choćby nie myślał.

Z żoną zawsze marzyli, iż dzieci zdobędą dobre wykształcenie, zrobią karierę. Zrobili wszystko, by to umożliwić. Starszy, Marek, skończył szkołę i poszedł na studia. Niedługo się ożeni – będzie w domu gospodyni. Kazimierz był z niego dumny. Młodszy, Tomek, do nauki nie miał głowy, ale pomagał ojcu we wszystkim.

Na czwartym roku Marek faktycznie się ożenił.

— Miejsce jest. Dom budowałem dla was. Po co wam te blokowiska z sąsiadami? Wszechsłyszalność, zalania, czekanie na ogrzewanie jesienią? A tu sam sobie regulujesz – przekonywał Kazimierz, by młodzi nie marnowali pieniędzy na wynajem. Niestety, bez skutku.

Anna, żona Marka, kategorycznie odmówiła mieszkania w domu z teściem. A Marek, zakochany po uszy, zgadzał się na wszystko. Kazimierz posmutniał, ale się pogodził z losem. Niech żyją, jak chcą.

— A ty? Choć ty przyprowadź żonę do domu. Dla kogo to wszystko stawiałem? — pytał młodszego syna.

— Jeszcze mi wcześnie na małżeństwo — machnął ręką Tomek.

Jesienią Kazimierz robił przetwory, połowę oddawał starszemu synowi. Ale ten niechętnie brał — Annie było wstyd, bo sama nie pomagała w ogrodzie ani w kuchni.

— Nie obcym daję, tylko swoim dzieciom. Niech się nie wstydzi. Bierzcie i jedzcie, bo się obrażę — mówił, wręczając ciężką torbę. — Jak zjecie, jeszcze dam.

Młodszy syn skończył szkołę, ale nie chciał iść na studia, poszedł do wojska.

Pewnego dnia przyszedł starszy syn. Kręcił się, owijał w bawełnę. Kazimierz widział, iż coś go gryzie, ale nie może się przełamać. W końcu nie wytrzymał:

— Mów wreszcie, co cię męczy.

— Anna jest w ciąży. Będzie syn — wyznał Marek, obserwując reakcję ojca.

Kazimierz ucieszył się, gratulował.

— Ale chyba nie po to przyszedłeś, żeby mi to powiedzieć? Nie ciągnij, gadaj.

— Z dzieckiem wydatki wzrosną, a tylko ja pracuję. Anna za miesiąc idzie na urlop macierzyński. Wynajem mieszkania będzie za drogi… — zaczął tłumaczyć.

— To się przeprowadźcie do mnie. Tomek w wojsku, nie będzie wam przeszkadzał. Dom duży, miejsce jest. A jak mało, dobudujemy. Wszystkie wygody macie, powietrze lepsze niż w centrum. Idealne dla dziecka. Po co się zastanawiać? Od dawna was zapraszam — mówił radośnie.

— Anna nie chce. Jak tu będziemy wszyscy razem? Dziecko nie da ci spać, pieluchy powieszone po całym domu. A jak Tomek wróci? A jak się ożeni? Dzięki, ale to nie rozwiązanie — odparł Marek.

— To po co przyszedłeś? Masz inny pomysł? — zapytał wprost Kazimierz.

— Mam, tato. Ojciec Anny proponuje, żebyście dołożyli się po połowie i kupili nam mieszkanie. Jego kolega z pracy sprzedaje tanio — wyjazd za granicę.

— Dużo trzeba? Pewnie nie jedynkę, skoro dziecko w drodze? Mam trochę oszczędności. Mów wprost, ile?

Marek podał sumę i spojrzał wyczekująco.

— To cena całego mieszkania czy tylko moja część? — dopytał Kazimierz.

— Tylko twoja — odparł, lekko się jąkając.

— To wszystko, co mam. Tomek wróci, ożeni się. Jak ja go zostawię bez pomocy? A jeżeli zechce studiować? To niesprawiedliwe. — Pokręcił głową.

— Tato, pomożemy mu razem. Szkoda przegapić taką okazję. Później za te pieniądze nie znajdziemy nic. A jak Anna urodzi, w ogóle nie będzie czasu — nalegał Marek, coraz bardziej nerwowy.

Kazimierz nie spał całą noc. Próbował znaleźć sposób, by dogodzić obu synom, ale wychodziło, iż młodszego i tak pokrzywdzi. Ale nie na bruk. Może jego żona będzie bardziej ustępliwa, wprowadzi się do dużego domu. Starszego też nie można zostawić bez pomocy. Najlepiej, żeby się jednak do niego przenieśli. Ale może mają rację, nie chcąc żyć z rodzicami?

Przypomniał sobie, jak sam męczył się w ciasnym mieszkaniu z teściami po ślubie. Właśnie dlatego zbudował dom, by wszystkim starczyło miejsca. A teraz młodych do ogródka nie ciągnie. Chcą mieszkania.

Rano zadzwonił do Marka i zgodził się dać pieniądze. niedługo syn kupił mieszkanie i zaprosił ojca na parapetówkę.

Kazimierzowi się nie podobało. Po przestronnym domu wydawało się ciasne, a kuchnia mikroskopijna. Ale teść mówił, iż młodzi powinni żyć osobno, być niezależni. Może i racja. Nie sprzeciwiał się, licząc, iż przynajmniej młodszy syn z nim zostanie.

Tomek wrócił z wojska, znalazł pracę jako kierowca — dobre zarobki.

— I po co Marek skończył studia? — mawiał. — Pieniędzy nie ma, tylko łzy.

Rok później Tomek przyprowadził do domu żonę. Nie urodę, ale gospodarną. Kazimierz był zachwycony. Basia gotowała, sprzątała, prała, choć w ogrodzie kopać nie lubiła. Miejska, nieprzyzwyczajona.

Kazimierz przeszedł na emeryturę i zajął się ogródkiem. Sąsiadka często prosiła go o drobne naprawy czy przekopanie grządek. Miał złote ręce. A iż mimo wieku był przystojnym mężczyzną, ona odwdzięczała się pierogami i barszczem.

Pewnego dnia został u niej na dłużej. Dom doprowadził do porządPewnego dnia, gdy Kazimierz siedział na ławce przed domem i patrzył na puste pokoje, które kiedyś tętniły życiem, uśmiechnął się smutno, bo zrozumiał, iż prawdziwy dom to nie ściany, ale ludzie, którzy już odeszli.

Idź do oryginalnego materiału