Czuł, iż nikt tutaj nie jest zadowolony z jego wyjazdu w poszukiwaniu nowego schronienia i jedzenia – ale jego łapki już nie mogły unieść wychudzonego, chorego ciała…

2 dni temu

Czuła, iż nikt nie cieszy się z tego, iż znów musi wyruszyć w poszukiwaniu nowego schronienia i pożywienia a jej łapki już nie wytrzymywały wyczerpanego, chorującego ciała
W pełni rozumiała, iż nikt tu nie czeka. Musi znów przemykać się gdzieś dalej, szukać azylu i karmy ale jej kończyny nie były już w stanie podtrzymać słabego, chorego organizmu
Valja Vasziljkova od zawsze była osobą sumienną.
W przedszkolu pilnowała, by dzieci odkładały zabawki na miejsce. W szkole powierzono jej dyżury. Na uczelni prowadziła grupę. W pracy dobrowolnie zbierała fundusze na firmowe imprezy i prezenty dla współpracowników. Poczucie odpowiedzialności zdawało się być utkane w jej charakterze.
Dlatego, kiedy mieszkańcy jednogłośnie wybrali ją na opiekunkę klatki schodowej, Valja nie była zdziwiona. Pomimo młodego wieku z zapałem podjęła się zadania.
Valjeczka, w czwartek w Krilowych hałas trwa do późnej nocy, nie da się odpocząć narzekała jej starsza sąsiadka, Anna Petrovna.
Valja wprowadziła porządek i tak przekonująco przemówiła do łamiących zasady, iż choćby najgłośniejsi lokatorzy przyznali się do winy i obiecali zmiany.
Valjuszka, niektórzy wrzucają śmieci po prostu do kosza, nie wynosząc ich do pojemnika! jęknęli mieszkańcy.
Valja stała na słupie, przyglądała się nieporządkowi i bezlitośnie wstydziła winowajców. Klatka lśniła czystością, a przy wejściu rozkwitał kolorowy ogródek. Valja była dumna z porządku. Czasem stała przed domem, by podziwiać efekty swojej pracy. Wszystko było tak, jak powinno. Poradziła sobie. Była bystra.
Aż pewnego dnia przed ich domem pojawił się pies
Zbrudzony, kudłaty, krzywy, czerwonawy mix, który z trudem dotarł do ich podwórka i schował się pod balkon, by przetrwać noc.
Najpierw zauważyły go dzieci. Podbiegły, ale matki, wyczuwając niebezpieczeństwo, krzyknęły:
Natychmiast się cofnijcie! To może być niebezpieczne!
Uchwyciły dzieci i odciągnęły nieszczęsnego zwierza:
Zniknij stąd! Posłuchaj! Idź stąd!
Pies próbował wstać, nie udało mu się. Potem próbował się pełzać, ale i to było za trudne. Zaczęło mu się rozpaczać, patrząc w oczy krzyczących ludzi, a łzy spływały po jego twarzy.
Matki były zaskoczone. Sytuacja wymagała zdecydowanego działania, ale wezwanie służb wydawało się przesadą. Wtedy Valja wkroczyła na podwórze jedyną ich nadzieję:
Tam jest pies! krzyczeli jednocześnie. Valjeczka, zajmij się nim! To niebezpieczne!
Valja podeszła bliżej i zajrzała pod balkon. Spojrzenia się spotkały jej surowe, a jego pełne niepewności.
Pies westchnął, podjął jeszcze jedną bezskuteczną próbę wstawania. Zrozumiał, iż nie ma tu dla niego miejsca. Nie miał sił ani do chodzenia, ani do podnoszenia się. Wydobył się z pyska żalny skomlenie.
Serce Valji ścisnęło się.
Wygląda na to, iż ma uszkodzoną łapę powiedziała głośno. Trzeba go zabrać do weterynarza.
Matki spojrzały na siebie, myśląc: Niech nam to nie wpadnie w ręce! i pośpiesznie wciągnęły dzieci do domu:
Musimy już iść! Dzieci też muszą spać! No, Valjeczka, rozwiąż to!
I zostawiły dziewczynkę samą z porzuconym zwierzęciem.
Valja westchnęła, sięgnęła po portfel i przeliczyła, czy wystarczy pieniędzy na wizytę. Nie mogła własnoręcznie przenieść psa był brudny i ciężki.
Szukając pomocy rozejrzała się i zauważyła, iż pod klatką staje stary Zsiguli ten sam, którego używała rodzina Krilowych.
Z samochodu wyskoczył Ljonya Krilov.
No proszę, stróż całego budynku! Co robi w taki sposób? mrugnął żartobliwie.
Proszę pomóc odpowiedziała poważnie Valja, skinęła w stronę balkonu.
Ljonya pochylił się, dostrzegając psa.
Twój?
Oczywiście, iż nie! wybuchła Valja. Trzeba pomóc. Weterynarz jest blisko, ale nie mamy środka, by go przewieźć.
Ljonya ocenił psa, po czym spojrzał na swój pojazd i westchnął:
Znam mojego Ljuszę będzie wkurzony, jeżeli się dowie! Ale człowiek nie zostanie obojętny wobec dobrego uczynku.
Z bagażnika wyciągnął zużyty kawałek materiału i położył go na siedzeniach.
Jedziemy ratować! jeżeli będzie kłopot, ty mnie pokrywasz!
Jasne! obiecała Valja, po czym delikatnie zwróciła się do psa: Chodź, maleńka, jedziemy do lekarza. Trzymaj się.
Pies nie protestował, pozwolił podnieść się. Valja głaskała go przez całą drogę, szepcząc uspokajające słowa.
W klinice przywitał ich młody weterynarz o nieco potarganym włosie i poważnym wyrazie twarzy. Skrupulatnie zbadał pacjenta, założył szynę na złamaną kończynę i przepisał leki.
Trzeba dużo odpoczywać, ma pęknięcie wyjaśnił lekarz.
Czy jest też w ciąży? zapytała zaskoczona Valja, czując się nieco bezradna.
Wygląda na to, iż niedawno przytaknął.
Co teraz z nią zrobić? dopytowała, niepewna.
Nie mogę jej zabrać do domu odparł Krilov. Ljusz wyprowadziłby ją z budynku.
Ja też nie mam możliwości dodała cicho Valja.
Potrzeba szybkiego rozwiązania była pilna.
Zwołajmy wszystkich mieszkańców! Razem wymyślimy plan! zaproponował zdecydowanie Ljonya.
Mam nadzieję, iż tak dodał lekarz. Za tydzień musi wrócić, by pokazać postępy. Proszę podać swoje nazwiska.
Valja odpowiedziała, podając imię.
A jak ma na imię pies? zapytał weterynarz.
Valja i Ljonya spojrzeli na siebie. Nie znali imienia nie było obroży, nie było legitymacji.
Agata! pierwsze, co przyszło Valji do głowy.
Pies podniósł uszy i spojrzał w jej stronę.
Czy podoba ci się to imię? Zostańmy Agatą, dobrze? zapytała łagodnie Valja.
Pies tylko kichnął.
Zgodził się zauważył uśmiechnięty lekarz. Mogą zabrać Agatę. Na pewno będzie się dobrze czuła w nowym domu!
Kiedy trójka wróciła do klatki, czekał na nich surowy Ljusz Krilov, rękę opartą na biodrze.
Gdzie się podziewałeś? wykrzyknął, ale gdy zobaczył Ljonję z psem, zamilkł, szeroko otwierając oczy.
Ljusz, to pies wpadł do budynku, jest choćby w ciąży Zabraliśmy go do weterynarza tłumaczył gwałtownie Ljonya. Chcieliśmy zrobić mu schronienie pod balkonem To takie smutne
W takiej zimie pod balkonem?! wykrzyknął Ljusz. Potrzebuje ciepła i przytulności!
Dlatego chcemy porozmawiać z sąsiadami kontynuował. Może wspólnie znajdziemy rozwiązanie!
Zaskakująco Ljusz nie sprzeciwił się. Wydawało się, iż matczyny instynkt przejął kontrolę. Razem z Valją ruszyli od mieszkania do mieszkania, zwołując nadzwyczajne spotkanie mieszkańców.
Nikt nie chciał przyjąć psa, ale padła propozycja: zebrać pieniądze na budowę domku dla psa pod balkonem i stworzyć fundusz na jedzenie.
Tak Agata zyskała własny kąt.
Mały, przytulny domek psiarski stał pod wielkim domem, niczym miniaturowa replika. Wypełniono go miękkimi szmatkami i wygodnym legowiskiem. Agata ostrożnie wślizgnęła się, nie obciążając rannej łapy.
Powinniśmy napisać oświadczenie do komisariatu zasugerowała Valja. By wszystko było formalne.
Mieszkańcy gwałtownie podpisali dokument, a Valja dostarczyła go osobiście na komisariat. Na szczęście przyjęto go ze zrozumieniem i oficjalnie zezwolono na pobyt psa na terenie posesji.
Kiedy Valja wróciła do swojego małego, uporządkowanego mieszkania, poczuła satysfakcję z wykonanej misji, choć sen nie przyszedł od razu.
Po kilku próbach ubrała się i wybrała się zobaczyć Agatę.
Jak się masz? zapytała, siadając na ławce.
Pies cichutko wył. Było już cieplej, ból słabł, a najważniejsze obok był człowiek, któremu powoli ufał.
Będę cię odwiedzać obiecała Valja. Może wpadniemy na jeszcze lepszy pomysł
Nie wiedziała jeszcze, co przyniesie los.
Valja będzie regularnie woziła Agatę do weterynarza, dopóki nie wyzdrowieje całkowicie. Młody lekarz, Valera, nie tylko dbał o czerwoną suczkę, ale i o odpowiedzialną, szczerą Valję.
Zaproponował jej małżeństwo, a razem z Agatą wprowadzili się do wiejskiego domu Valery, gdzie pomieści się cała rodzina ludzie i zwierzęta.
W tym czasie Ljusz Krilova dowiedział się, iż spodziewa się dziecka, a jego naturę wyraźnie zmienił. Ich mieszkanie już nie było najgłośniejsze w bloku, a gdy urodził się mały Vanjeczek, choćby surowa Anna Petrovna jedynie się uśmiechnęła, nie narzekając.
W czwartym domu przy klatce schodowej życie wszystkich lokatorów nabrało pozytywnego tempa, choć nikt nie pomyślał, iż wszystko zaczęło się tego dnia, gdy czerwony pies pojawił się pod balkonem.
A Valja, choć zmieniła miejsce zamieszkania i przez cały czas ma niepohamowaną dobroć, pewnego dnia bawiąc się z Agatą i jej szczeniakiem, uśmiecha się i myśli:
Jestem tak szczęśliwa Dziękuję, Wszechświecie! A wszystko zaczęło się od naszej Agaty, psa z czwartej klatki schodowej.

Idź do oryginalnego materiału