Czuł, iż nie jest tutaj mile widziany, musząc znów wyruszać w poszukiwaniu nowej kryjówki i jedzenia – ale jego łapy nie były w stanie dłużej utrzymać wychudzonego, chorego ciała…

3 godzin temu

Czujesz, iż nikt tu nie cieszy się, iż znów musisz iść w poszukiwaniu nowego schronienia i jedzenia a twoje łapy nie wytrzymują, gdy chory, wyczerpany korpus się trzęsie.
W pełni rozumiesz: nikt nie będzie czekał. Musisz dalej czołgać się w kierunku jakiegoś azylu, znaleźć pożywienie ale twoje łapki nie podtrzymują osłabłego ciała.

Bronisława Kowalska zawsze była osobą odpowiedzialną.

W przedszkolu pilnowała, żeby dzieci odkładały zabawki na miejsce. W szkole przejęła nadzór nad dyżurami. Na uczelni była przewodniczącą koła. W pracy dobrowolnie zbierała fundusze na firmowe imprezy i prezenty dla współpracowników. Odpowiedzialność wydaje się być wpleciona w jej charakter.

Dlatego, kiedy mieszkańcy jednogłośnie wybrali ją na zarządcę klatki schodowej, Bronisława nie była zaskoczona. Pomimo młodego wieku z zapałem podjęła się zadania.

Bronka, na czwartej klatce Krzyżaków hałasują po prostu do białego rana, nie da się wyspać narzeka Ania Nowak, starsza sąsiadka.

Bronisława wkracza i przywraca porządek, tak przekonująco przemawia do zakłócaczy, iż choćby najgłośniejsi lokatorzy przyznają się do winy i obiecują zmiany.

Bronka, ktoś po prostu rzuca śmieci do kosza i nie wynosi ich do pojemnika! jęczą mieszkańcy.

Bronisława stoi w miejscu, łapie buntowników wzrokiem i bezlitośnie ich upokarza. Klatka lśni czystością, przy wejściu rozkwitają kolorowe kwiaty w rabacie. Bronisława jest dumna z porządku. Czasem staje przed budynkiem, by podziwiać efekt swojej pracy. Wszystko jest tak, jak powinno być. Dała sobie radę. Była mądra.

Aż pewnego dnia przed domem pojawia się pies

Brudny, kudłaty, szczupły, mieszanka rudzia i czerni, który przedarł się w stronę mieszkania i schował pod balkonem, by tam przetrwać noc.

Dzieci zauważają go najpierw. Podbiegają, ale matki, wyczuwając niebezpieczeństwo, krzyczą:

Natychmiast z dala! To może być niebezpieczne!

Łapią dzieci i wyganiają nieszczęsnego zwierzaka:

Odpłyniesz stąd! Przestań! Idź już!

Pies próbuje wstać, nie udaje się. Potem próbuje się czołgać, ale to też zbyt trudne. Zaczyna łkać cicho, patrząc na krzyczących ludzi. Wielkie łzy spływają po jego pysku.

Matki są zmieszane. Sytuacja wymaga zdecydowanego działania, ale wezwanie służb czy weterynarza wydaje się przesadą. Wtedy wchodzi Bronisława jedyna nadzieja:

Tam jest pies! krzyczą w chórze. Bronka, zajmij się tym! To niebezpieczne!

Bronisława podchodzi bliżej i zagląda pod balkon. Ich spojrzenia się spotykają jej surowe, jego pełne niepokoju.

Pies wzdycha, podejmuje kolejny bezskuteczny próbę, by się wydostać. Rozumie, iż nie ma tu miejsca dla niego. Nie ma siły, by chodzić czy biegać. Jego oddech przerywany szemrze.

Serce Bronisławy ściska się.

Wygląda na to, iż ma ranę w nodze mówi głośno. Trzeba go zabrać do weterynarza.

Matki patrzą na siebie. Każda myśli: Tylko nie my będziemy musiały w to wchodzić! i pośpiesznie wciągają dzieci do domu:

Musimy już iść! Dzieci też mają spać! No proszę, Bronka, ogarnij to!

I zostawiają dziewczynę samą z porzuconym zwierzakiem.

Bronisława wzdycha, sięga do torby i liczy, czy wystarczy jej pieniędzy na wizytę, bo nie ma przy sobie ręcznika ani torby, by przenieść psa jest brudny i ciężki.

Rozglądając się po okolicy, zauważa pod klatką wjeżdżać stary Fiat 126p ten sam, jakim jeździ rodzina Krzyżaków.

Z samochodu wyskakuje Janusz Krzyżak.

No proszę, gość od całego bloku! Co to za przewinienie? mruga rozbawiony.

Lepiej pomóż odpowiada poważnie Bronisława i skinął głową w dół pod balkon.

Janusz pochyla się i zauważa psa.

Czy to twój?

Oczywiście, iż nie! wybucha Bronisława. Musimy pomóc. Weterynarz jest blisko, ale nie mamy środka, by go przetransportować.

Janusz ocenia psa, potem swój samochód i westchnął:

Znam moją żonę Lusię będzie wściekła, jeżeli się dowie! Ale co człowiek nie zrobi dla dobrej sprawy?

Weźmy go do auta, a ja cię nie zdam, jeżeli coś się stanie! proponuje Janusz, wyciągając z bagażnika stary koc.

Ruszamy ratować! Ty mnie pokryjesz, jeżeli będzie kłopot dodaje Bronisława i odwraca się do psa: Chodź, mały, jedziemy do lekarza. Trzymaj się.

Pies pozwala się podnieść, nie sprzeciwia się. Bronisława całe dojście głaszcze i cicho go uspokaja.

W przychodni weterynaryjnej czeka młody lekarz Paweł, z burzą włosów i poważnym wyrazem twarzy. Dokładnie bada pacjenta, zakłada szynę na uszkodzoną łapę i wypisuje leki.

Będzie musiał dużo leżeć, bo ma pęknięcie tłumaczy lekarz.

A czy jest w ciąży? pyta zaskoczona Bronisława, czując się nieco głupio.

Wygląda na to, żeś w ostatnim czasie potwierdza lekarz.

Co z nią zrobimy? pyta niepewnie.

Nie mogę jej zabrać do domu odrzuca Janusz. Lusia wyrzuciłaby ją z mieszkania.

Nie mam też miejsca przyznaje cicho Bronisława.

Muszą gwałtownie znaleźć rozwiązanie.

Zbierzmy wszystkich lokatorów! Razem wymyślimy coś! proponuje stanowczo Janusz.

Mam nadzieję, iż tak popiera ich lekarz. Po tygodniu musicie przyprowadzić ją z powrotem. Zapisałem ich już. Jak się nazywają?

Bronisława podaje dziewczyna.

A jak ma na imię pies? pyta lekarz.

Bronisława i Janusz patrzą na siebie. Nie wiedzą, bo nie ma obroży ani karty.

Agata! pierwsze, co przychodzi Bronisławie do głowy.

Pies podniósł uszy i odwrócił głowę w jej stronę.

Podoba ci się imię i będzie Agata? pyta delikatnie Bronisława.

Pies kichnął.

Zgodził się odnotował uśmiechnięty lekarz. Możecie zabrać Agatę. Jestem pewien, iż będziecie się nią dobrze opiekować!

Gdy trójka wraca na klatkę, czeka już na nich surowy wzrok Lusi Krzyżak, stojący z ręką na biodrze.

Gdzie się podziewałeś? pyta, ale widząc Janusza z psem w ramionach, milczy i otwiera szeroko oczy.

Lusia, to pies wpadł na podwórko i jeszcze w ciąży Zabraliśmy go do weterynarza tłumaczy Janusz. Myśleliśmy, iż zrobimy mu legowisko pod balkonem To takie smutne

W takim zimnie pod balkonem?! wybucha Lusia. Potrzebuje ciepła i przytulnego kąta!

Dlatego chcemy porozmawiać z sąsiadami kontynuuje. Może wspólnie coś wymyślimy!

Ku ich zdziwieniu Lusia nie sprzeciwia się. Matkainstynkt przejmował kontrolę. Razem z Bronisławą wyruszają, by odwiedzić kolejne mieszkania i zwołać nadzwyczajne zebranie.

Nikt nie chciał przyjąć psa, ale pojawiła się propozycja: zebrali pieniądze na budowę budki dla psa pod balkonem i stworzyli mały fundusz na jedzenie.

Tak Agacie powstał własny dom.

Mała, przytulna budka wpasowała się pod budynek, niczym miniaturowa wersja całości. W środku położono miękkie ręczniki, wygodne legowisko. Agata ostrożnie wślizgnęła się, nie obciążając złamanej łapy.

Powinniśmy napisać oświadczenie do urzędu gminy proponuje Bronisława. Było formalnie.

Mieszkańcy gwałtownie podpisali dokument, a Bronisława osobiście zaskrzynowała go w komisariacie. Na szczęście zrozumiano sytuację i oficjalnie zezwolono, by pies pozostawał na terenie posesji.

Gdy Bronisława wraca do swojego schludnego mieszkania, odczuwając spełnienie obowiązku, sen jeszcze nie przychodzi. Po kilku próbach ubiera się i wychodzi zobaczyć Agatę.

Jak się czujesz? pyta, siadając na ławce.

Pies cicho jęczy. Ciepło już go otula, ból ustąpił, a najważniejsze przy nim jest człowiek, któremu zaczyna ufać.

Wrócę po ciebie obiecuje Bronisława. Może wymyślimy coś jeszcze lepszego…

Wtedy jeszcze nie wie, co los przyniesie.

Bronisława będzie wielokrotnie wozić Agatę do weterynarza, aż ten w pełni wyzdrowieje. Młody lekarz Paweł nie tylko dba o czerwoną suczkę, ale i o odpowiedzialną, szmacianą Bronisławę.

Paweł w końcu proponuje jej małżeństwo, a razem z Agatą wprowadzają się do wsi, gdzie wszyscy mają miejsce ludzie i zwierzęta.

W międzyczasie Lusia Krzyżak dowiaduje się, iż spodziewa się dziecka, a otoczenie wyraźnie się zmienia. Ich mieszkanie przestaje być najgłośniejsze w bloku, a kiedy przychodzi na świat mała Zosia, choćby surowa Ania Nowak tylko się uśmiecha i nie narzeka.

Czwarta klatka schodowa przeżywa wśród wszystkich lokatorów pozytywne zmiany, choć nikt nie przypuszczał, iż wszystko zaczęło się w dniu, kiedy pod balkonem pojawił się czerwony pies.

Bronisława, choć zmieniła miejsce zamieszkania, zachowała nieustającą, życzliwą energię. Pewnego dnia, bawiąc się z Agatą i jej szczeniakiem, uśmiecha się i myśli:

Jestem taka szczęśliwa Dziękuję Ci, Wszechświecie! A wszystko to zaczęło się od naszej Agaty, psa z czwartej klatki.

Idź do oryginalnego materiału