Czego można dowiedzieć się, badając szczątki sprzed wieków?

3 dni temu

Czego możemy być pewni? Ciała złożonego w grobie – leżącego na boku, z nogami zgiętymi w kolanach. Że do grobowca prowadzi niespełna dwudziestometrowy korytarz, a główna komora jest okrągła. Widać ją dobrze na zdjęciach satelitarnych: ktoś mógłby pomyśleć – krater po meteorycie. Wiemy, iż grobowiec zbudowano dla tego konkretnego ciała i tylko dla niego, między 2900 a 2800 rokiem przed naszą erą. Kości – zostało ich niewiele, co jest ważne dla tej historii – nie są ułożone na środku, ale jakby upchnięte na ćwiartce dostępnej przestrzeni.

Dostęp online

Czytaj i słuchaj bez ograniczeń.

Kup

To teraz: czego nie wiemy? Nie wiemy, ile czasu trwało przygotowanie grobu, ile rąk wykopywało korytarz. Kto wniósł ciało do środka? Czy rodzina i bliscy byli obok? Może ktoś zaintonował specjalną pieśń, rozpoczął modlitwę – jeżeli modlitwy to coś, w co towarzysze ciała wierzyli. Może ktoś płakał, a może płacz w takich sytuacjach był zupełnie nie na miejscu. Może płakali wszyscy. Albo rozeszli się w milczeniu. Być może – i chcę w to wierzyć – ktoś cofnął się zaraz przed wyjściem i zadbał jeszcze o ostatni szczegół. Wygładzenie włosów lub wytwornego stroju, przesunięcie kła słoniowego odrobinę bliżej głowy.

No i w końcu: co myśleliśmy, iż wiemy, ale okazało się błędem? Że ciało, którego kości odkryto w 2008 roku na południu Hiszpanii, musiało być mężczyzną.

Newsletter

Aktualności „Pisma”

W każdy piątek polecimy Ci jeden tekst, który warto przeczytać w weekend.

Zapisz się

Być może grobu by nie znaleziono, gdyby nie pomysł, żeby w Valencinie de la Concepción nieopodal Sewilli zbudować supermarket. Podczas sprawdzania terenu pod budowę odkryto strukturę funeralną sprzed 5 tysięcy lat. Obszar od razu został objęty ochroną, archeolodzy i archeolożki zajęli się wydobywaniem i opisywaniem obiektów. Kiedy rozpoczynam rozmowę z Martą Cintas Peñą, archeolożką i jedną z badaczek studiujących obiekty z Valenciny, moje wyobrażenie, iż oto odrywam ją od pracy w zakurzonym grobowcu, wciąż pełnym sekretów i pytań, zderza się z naukową rzeczywistością. „Tam naprawdę nie ma czego oglądać – przekonywała mnie jeszcze w mailu. – Wstęp na wykopalisko jest zresztą zabroniony”. Sekretów i pytań wciąż jest dużo, ale świetnie sobie radzą na powierzchni. Ich nowe domy to gabinety i laboratoria.

Cintas Peña wypowiada się rzeczowo i precyzyjnie, czuję się niemal jak na konferencji naukowej. Kiedy mówię: „dary w grobowcu”, używa słów: „wyposażenie” albo „odnaleziona na miejscu kultura materialna”. Do identyfikacji wykopalisk i grobów używa skrótów literowych. Dzisiaj rozmawiamy o miejscu szczególnym, bo o pokaźnych rozmiarów stanowisku archeologicznym.

– Wiemy, iż z podobnych obszarów datowanych na epokę miedzi na Półwyspie Iberyjskim ten jest największy, jest to zresztą jedno z większych tego typu stanowisk w całej Europie Zachodniej, liczy około 450 hektarów. Czy to była głównie nekropolia, czy ludzie się tu również osiedlali? A może przybywali na spotkania, obrady, regularnie albo raz na jakiś czas? Interpretacji jest kilka – mówi.

Skupiamy się na sektorze PP4 – z tego, co udało się ustalić naukowcom – poświęconym głównie pochówkom. To na tym terenie znajduje się struktura 10042-10049, grób sprzed 5 tysięcy lat. Marta po kolei opisuje:

– Ciało zostało pochowane w pojedynkę, co w tamtych czasach było niespotykane. Do tego grobowiec zbudowano z wysiłkiem, potrzeba było do tego przygotowania technicznego, i wypełniono go cennymi przedmiotami, których wykonanie wymagało specjalistycznych umiejętności. W porównaniu z innymi ponad 1700 osobami pochowanymi w różnych grobowcach z tego okresu ta zdecydowanie się wyróżnia. Kilkadziesiąt lat po jej śmierci złożono jej kolejną ofiarę. Świadczy o tym wypełniona artefaktami komora umieszczona „piętro wyżej”. Wokół grobowca pozostawiono około 25 metrów wolnej przestrzeni, która nie była użytkowana, co uszanowało kolejne osiem, dziesięć pokoleń. To znaczy, iż o tej postaci sobie opowiadano.

Wyobrażam sobie lokalnych mieszkańców sprzed 5 tysięcy lat, którzy nadkładali drogi, żeby ominąć miejscesacrum. Matki upominające dzieci zbliżające się do niewidzialnej granicy.

Wyobrażam sobie lokalnych mieszkańców sprzed 5 tysięcy lat, którzy nadkładali drogi, żeby ominąć miejscesacrum. Matki upominające dzieci zbliżające się do niewidzialnej granicy.

W maju 2023 roku, na konferencji poświęconej tej postaci, archeolog Leonardo García Sanjuán, koordynator zespołu, w którym pracuje Cintas Peña, tłumaczył, czym była rewolucja neolityczna – proces powolny, bo rozpięty w Europie na 3 tysiące lat, ale istotny dla uformowania się świata, który znamy dzisiaj. Mówił o czasie przełomowym: społeczności zbieracko-łowieckie zamieniły styl życia na osiadły, zaczęły uprawiać ziemię i hodować zwierzęta. Wiązało się to z kolejnymi transformacjami: można było akumulować zasoby, inwestować w większą liczbę dzieci. To znów, jak tłumaczył Sanjuán, wpłynęło na rolę kobiety – rozrodczość staje się centralnym punktem jej życia. I jeszcze coś.

– Tam, gdzie są dodatkowe zasoby, rodzi się potrzeba zarządzania nimi. Człowiek wchodzi na nowy obszar: zaczyna zajmować się polityką. Społeczności organizują się, żeby ustalić, na co przeznaczyć nadwyżkę, jakie są priorytety i kto powinien o nich decydować – wyjaśniał.

Niedługo zniknie egalitaryzm grup zbieracko-łowieckich. Ktoś będzie miał mniej, inny więcej, po jakimś czasie – dużo, dużo więcej. Rozpocznie się długa historia nierówności społecznych. Jednak w Valencinie były one jeszcze nieobecne. W tym okresie w tego typu osadach ludność zamieszkuje chatki z kamienia, drewna i słomy, między którymi nie widać specjalnej różnicy. To świat, który nie zna władzy przekazywanej z pokolenia na pokolenie (wniosek, iż status społeczny nie jest dziedziczony, naukowcy wyciągają między innymi z faktu, iż groby dzieci nie zawierają żadnych artefaktów). Prawdziwa merytokracja: jeżeli chciałeś być kimś, musiałeś sobie na to zapracować. Jak postać pochowana w strukturze 10042-10049.

– Nie wiemy, na czym polegały jej zasługi – tłumaczy Cintas Peña. – Być może zajmowała się rozwiązywaniem konfliktów, mediacją, może świetnie strzelała z łuku.

– My, osoby zajmujące się prehistorią, bardzo rzadko możemy mówić o ludziach, indywidualnych biografiach – wyjaśniał na konferencji Sanjuán. – Nie mamy źródeł pisanych, przez to prehistoria jest bardziej anonimowa i raczej skupiona na tym, co kolektywne, a nie indywidualne.

Antropolodzy po zbadaniu kości opisali ciało jako najprawdopodobniej należące do mężczyzny między osiemnastym a dwudziestym piątym rokiem życia.

Antropolodzy po zbadaniu kości opisali ciało jako najprawdopodobniej należące do mężczyzny między osiemnastym a dwudziestym piątym rokiem życia. Zespół Sanjuána ustalił, iż postać była najpewniej jednym z big men– pierwszych liderów, którzy zdobywali status i władzę w dopiero formujących się społeczeństwach. Odkryto, iż cierpiała na choroby przyzębia i zapalenie stawów, najpewniej jej krótkie życie wypełnione było bólem fizycznym. Dzięki badaniom izotopowym wiadomo, iż jadła zarówno rośliny, jak i zwierzęta (na terenie Valenciny znaleziono szczególnie dużo pozostałości świń). Wygląda na to, iż mimo bliskości wybrzeża, ryby i owoce morza nie były stałą częścią jej diety.

Przeczytaj też:Archiwiści społeczni: zbieracze historii przez małe „h”

– Od lat wysyłaliśmy do laboratorium w Wiedniu mnóstwo próbek – wspomina Cintas Peña. – Kiedy dowiedzieliśmy się, iż stosują tam również nowoczesną technikę ustalania płci dzięki analizy białek szkliwa zębów, skorzystaliśmy z okazji. Spodziewaliśmy się potwierdzenia przypuszczeń antropologów, iż szczątki należą do mężczyzny.

Plik z wynikami wzbudził poruszenie. W tabelce wskazującej płeć chromosomową widniało wyraźne XX zamiast spodziewanego XY. Powtórzono badanie, wysłano drugi ząb, ale i w kolejnym pliku wróciła para przecinających się linii. Dowód biologicznej kobiecości. – Mężczyzna pasował do układanki idealnie, potwierdzał tradycyjne wyobrażenie pierwszych liderów. – Cintas Peña przypuszcza, iż gdyby wynik wskazał XY, badania pewnie by nie powtarzano. – Pojawienie się kobiety sprawiło, iż musieliśmy się zatrzymać, zakwestionować znajome modele.

Kiedy pytam ją, jak to było: zobaczyć, iż jejbig manjest kobietą, uśmiecha się. – Ten grobowiec już wcześniej był czymś szczególnym, ale teraz to zupełnie nowy poziom. Zaczęłam myśleć o tym, jakie to może mieć konsekwencje, jaki wpływ na dalsze badania epoki.

Wreszcie słychać w jej głosie ekscytację. Przypominam sobie, co mówiła mi na początku rozmowy: archeologia, choć bywa frustrująca, jest pasjonującą grą w odkrywanie sekretów. Ten naukowcy nazwaliSeñora de Marfil. Damą z Kości Słoniowej.

Kieł słonia i strusie jajo

Pudełka nie są opisane. W środku multum kawałków pokrytych ziemią. Dopasowywanie ich to jak układanie puzzli z tysiącem elementów – tyle iż te kruszą się pod palcami.

– Padło na mnie, bo skończyłam już jedne studia z restaurowania zabytków. To bardzo pomaga w archeologii, mam dzięki temu inną wrażliwość na materiał – mówi Miriam Luciáñez Triviño, archeolożka, która od kilku lat opiekuje się wyposażeniem grobowca Damy z Kości Słoniowej. Przez kilka miesięcy, dzień w dzień, bierze do ręki kolejne kawałki, usuwa z nich ziemię, czyści i ogląda, łączy w pary. Porównuje ze zdjęciami i opisem w dokumentacji. Denerwuje się, iż zdjęcia są słabej jakości, a część przedmiotów na nich – przykryta piachem.

– Miałam w ręku przedmiot zrobiony z kryształu górskiego, efekt tygodni ciężkiej pracy. Mówiliśmy na niego: kotwica, z racji kształtu. Tylko czym mogła być nasza kotwica: kolczykiem, inną biżuterią? Dopiero później zaczęłam przyglądać się zdjęciu z innej fazy wykopaliska i coś kliknęło – wspomina.

O świcie pisze do Sanjuána: „Nie wiem, czy wariuję, ale wydaje mi się, iż to sztylet. Leonardo, mamy sztylet!”. Udający kotwicę fragment okazał się rękojeścią, wykopaną w innym momencie niż ostrze – i spakowaną do osobnego pudełka. Drobna decyzja, a mogła sprawić, iż obie części nigdy by się nie spotkały. – Być może osoba, która ją wyciągała, sama nie wiedziała, iż to jeden przedmiot. Musimy pamiętać, iż minęło 5 tysięcy lat, ziemia mogła się przesunąć, a fragmenty oddzielić się od siebie i powędrować kilkanaście centymetrów dalej.

Sztylet to część ofiary złożonej Damie w górnej części grobowca, najprawdopodobniej kilkadziesiąt lat po jej śmierci. Obok niego znaleziono jeszcze: ceramiczne talerze, krzemienne ostrza, bogato rzeźbiony kieł słonia i strusie jajo.

Sztylet to część ofiary złożonej Damie w górnej części grobowca, najprawdopodobniej kilkadziesiąt lat po jej śmierci. Obok niego znaleziono jeszcze: ceramiczne talerze, krzemienne ostrza, bogato rzeźbiony kieł słonia i strusie jajo. Pochowano ją zresztą z podobnym, bogatym jak na tamte czasy wyposażeniem: przed oczami, na wyciągnięcie ręki zostawiono Damie również sztylet, tym razem zdobiony bursztynem, przy nim naczynie i grzebień z kości słoniowej. Za plecami ułożono więcej talerzy, przed nią – znów krzemienne ostrza. Nad głową jeszcze jeden kieł, co prawda bez dekoracji, ale jego wielkość robi wrażenie: ułożony jest nad ciałem jak ogromna aureola. Każdy z tych przedmiotów mógł coś znaczyć, położono je z jakiegoś powodu.

– Dochodzenie do tego, jaką wartość przypisywano rzeczom w przeszłości, to duże wyzwanie, natomiast kość słoniowa od zawsze robiła na nas, ludziach, ogromne wrażenie. Pomyśl o liczbie zabijanych jeszcze w XXI wieku słoni, jak długo trwa to zauroczenie – mówi Luciáñez-Triviño. Układa możliwe biografie dawnych mieszkańców Valenciny. Kość słoniowa świadczy o tym, iż byli otwarci na handel, być może wymienny, podróżowali, najpewniej daleko. Dotychczasowe badania wskazują, iż odnalezione kości pochodzą zarówno od słoni afrykańskich, jak i azjatyckich. – Znali surowiec bardzo dobrze. Kość słoniowa jest twarda, tylko zaawansowana technika pozwala na wyżłobienie tego typu dekoracji. Musieli wiedzieć dokładnie, kiedy potrzebują narzędzia krzemiennego do obrobienia powierzchni, co zrobić, żeby zmiękczyć materiał. Wiedzieli, jak wykorzystać kieł, żeby nie zmarnować cennego surowca.

Kość słoniowa znajduje się tylko w niektórych grobach Valenciny. Jeden z nich, nazywany tolosem z Montelirio, to grób zbiorowy, w którym w większej komorze pochowano z honorami aż dwadzieścia osób – ubranych w suknie z naszytymi setkami koralików z kości słoniowej i bursztynu, o średnicy około 4 centymetrów. Ciała i materiał uległy rozkładowi, koraliki zostały. Oglądam zdjęcia: żebra, piszczele i czaszki zanurzone w basenie drobnych ozdób. Piętnaście ciał zidentyfikowano jako kobiece.

– Taką ofiarę otrzymywały tylko wyjątkowe osoby, wyróżniające się. Ale myślę, iż może też tu chodzić o grupową autoidentyfikację. Przedmioty w grobie Damy różnią się od tych z tolosu z Montelirio: w tym pierwszym dekoracje są geometryczne, a w zbiorowym grobie mamy figury zwierząt i motywy roślinne. Może to sposób pokazania przez grupę: jesteśmy kimś innym, co innego jest dla nas ważne – zastanawia się Luciáñez ­Triviño.

Wojowniczka z Birki

W 1871 roku trzydziestoletni Hjalmar Stolpe stał na wyspie Björkö w Szwecji i podziwiał wybrzeże. Jeszcze nie wiedział, iż za kilka lat dokona tu rewolucyjnego odkrycia. Z wykształcenia entomolog, przyjechał badać owady zastygłe w bryłkach bursztynu, jednak na Björkö zafascynowało go co innego – wraz ze współpracownikami zaczął eksplorować groby Birki, najstarszej szwedzkiej osady założonej około 750 roku. Przy jednym z nich, w 1878 roku, Stolpe naszkicował: ludzki szkielet, szczątki dwóch koni złożone na końcu komnaty, miecz, topór, włócznia, strzały, dwie tarcze.

W 1871 roku trzydziestoletni Hjalmar Stolpe stał na wyspie Björkö w Szwecji i podziwiał wybrzeże. Jeszcze nie wiedział, iż za kilka lat dokona tu rewolucyjnego odkrycia.

Może już wtedy dostrzegł torbę z kośćmi i pionkami do gry złożoną na kolanach zmarłego. Po kilku latach wykopalisk widział już wnętrza tylu grobowców, iż nie wątpił w znaczenie tego, co miał przed oczami. „Bj 581” zapisuje w notesie dla porządku, a w …

Idź do oryginalnego materiału