W naszym kamienicy przy ulicy Marszałkowskiej w Warszawie ostatnio pojawił się nowy dozorca. Pracuje sumiennie, zamiata wzdłuż schodów, regularnie myje klatkę. Wszystko według grafiku, nie mam do niego żadnych zastrzeżeń. Jedynie
Do naszej klatki aż do niedawna przychodziła pani Jadwiga Kowalska, która zamieniła nasz podwórkowy hol w coś, co przypominało dziewięciopiętrowy przedpokój wielkiego pałacu. Przy wejściu, w nieco podniszczonym korytarzu, zawsze rozkładała dywan, co wyglądało zabawnie i całkiem nie na miejscu. Dywan stale był niszczony, a ona znajdowała nowy i starannie zakrywała betonowe pęknięcia i wystające zbrojenie, ratując mieszkańców przed skaleczeniami i połamanymi obcasami.
Na wszystkich dziewięciu przęsłach okien umieszczała doniczki z ceramiki, małe rzeźby i niezwykłe żółwie. Nigdy nie zaległ na ich parapetach pył.
Pewnego dnia do mieszkania na szóstym piętrze wjechali chłopaki, którzy cieszyli się życiem przy papierosach, alkoholu i, przypuszczalnie, czymś mocniejszym. Doniczki zamieniły się w popielniczki, stos butelek zachwycał tanim, różnorodnym wyborem, a rzeźby z muszlami zostały rozbite i roztarte butami na drobną kruszonkę. Mieszkańcy omijali hałaśliwą kompanię bokiem, obawiając się nieprzewidywalnej reakcji młodzieży. Jednakże pani Jadwiga zdołała zaprzyjaźnić się z chłopakami i nie tylko zachować swoje doniczki, ale także, jakimś cudem, przekonać ich do przeniesienia swojego klubu w inną, nieokreśloną stronę. Głośne imprezy w korytarzu ustały, a między doniczkami pojawiła się urocza popielniczka, którą Jadwiga regularnie czyściła i myła.
Najbardziej zadziwiające w niej nie była jedynie jej dzisiejsza pracowitość. Zaczynała zmianę wcześnie rano, sprzątała hall, nucąc pod nosem, i dokładnie myła windę oraz poręcze przy użyciu roztworu alkoholowego i to na długo przed tym, jak dezynfekcja stała się obowiązkowym elementem walki z wirusem.
Również jej serdeczność wobec sąsiadów zasługuje na podziw. Mieszkańcy początkowo zwiększali jej zakres obowiązków, ale ona codziennie odkurzała trawę i krzewy od niekończącej się ilości niedopałków za budynkiem (choć nie wiem, czy to wchodzi w zakres obowiązków dozorców). Jadwiga miło rozmawiała z palaczami na balkonach i nigdy nie karciła ich za niecenzuralne zachowanie; po prostu rozmawiała o codziennych sprawach i spokojnie zbierała ślady ich paczki. Po pewnym czasie, jakimś cudem, niedopałki przestały pokrywać podwórze jak dywan. Wtedy nasza dozorczyni, (czy teraz już poprawnie sprzątaczka?), rozkwitła w ogrodzie: pod oknami zakwitły tulipany, czarne jeżówki i bujne chryzantemy.
Największe wrażenie wywierała, gdy nie miała na sobie pomarańczowego kombinezonu. Idealny makijaż, elegancką fryzurę, obowiązkowe szpilki niezależnie od pogody i stylowe ubrania wyłącznie w pastelowych odcieniach. Wydawało się, iż po posprzątaniu i upiększeniu naszej klatki Jadwiga zmierza prosto do dworu królowej Anglii brakowało tylko kapelusza.
Z domu zawsze wyprowadzał ją mąż, pan Piotr Kowalski. Wychodził z samochodu, wręczał żonie mały bukiecik i delikatnie całował ją w czoło. Zawsze!
Pod koniec sierpnia usłyszałam od sąsiadek, które siedziały na ławce przy wejściu, iż nasza Jadwiga jutro kończy pracę i przechodzi na emeryturę! Co teraz będzie z naszym korytarzem?. Następnego dnia kupiłam bukiet kwiatów dla Jadwigi. Chciałam zrobić jej przyjemność, choćby w małym stopniu. Ku mojemu zdziwieniu przy jej szafce, gdzie przechowywano miotły, zmiotki i mopy, stanęli sąsiedzi. Jedni przynieśli kwiaty, inni szampana i koniaku, babcie krzyczały i podawały zdezorientowanej Jadwidze domowe ciasta i słoiki z zalewą. Potem na nowo emerytowaną panią natknęli się chłopaki z szóstego piętra ci sami, co kiedyś niszczyli jej doniczki i straszyli wszystkich w korytarzu. Uczyli 65letnią Jadwigę robić stylowe selfie i czymś wpatrzeni w telefon. Pewnie zarejestrowali ją na Instagramie i TikToku.
Mąż organizatora tej spontanicznej przyjęciowej imprezy był lekko zmieszany i pakował do bagażnika auta kwiaty, koniaki i jedzenie od naszych lokalnych babć.
Największe zaskoczenie jednak przyniosła sama Jadwiga. W klasycznej, migdałowej sukni, z delikatnym naszyjnikiem pereł i trochę intensywniejszym makijażem niż zwykle, nieśmiało słuchała mieszkańców i desperacko starała się nie płakać. Być może uświadamiała sobie, iż nikt z jej kolegów nie pożegnał się z nią tak, jak się należy. Nigdzie i nigdy.
A może intuicyjnie wiedziała, iż swoją skromną, niepozorną pracą uczyniła nas, zwykłych mieszkańców zwykłej dziewięciopiętrowej kamienicy, odrobinę lepszymi i życzliwszymi. Bo prawdziwe wartości nie liczą się w złotych czy w hałasie imprez liczą się w tym, jak troska jednej osoby potrafi rozświetlić codzienność całego budynku. To lekcja, iż małe gesty i codzienna uprzejmość potrafią zmienić świat wokół nas.


![Mieszkańcy alarmują: Nowy pociąg w parku Kolejowym zniszczony [ZDJĘCIA]](https://cowkrakowie.pl/wp-content/uploads/2025/12/pociag-1.jpg)




