Córka jest mężatką trzeci rok i przez cały ten czas bardzo się stara przypodobać rodzicom męża. Po prostu idealna synowa – patrzy teściowej w usta, gotowa rzucić wszystko i biec z pomocą na pierwsze wezwanie. Niestety, w stosunku do nas z ojcem od pewnego czasu nie ma już takiego szacunku. Do nas w odwiedziny nie sposób się doprosić, o jakiejkolwiek pomocy choćby nie wspomnę. Dzwoni i pisze rzadko, przeważnie tylko wtedy, kiedy sama czegoś potrzebuje.
Przed ślubem w naszej relacji z córką nie było problemów. Mieszkała z nami, choć już skończyła studia i pracowała. Nie żądaliśmy od niej pieniędzy – wiadomo, własne dziecko potrafimy nakarmić, a młodym zawsze potrzeba gotówki na różne zachcianki. Całą swoją pensję wydawała na siebie.
Ale w domu pomagała bez proszenia – zmywała naczynia, sprzątała, jeździła z nami na działkę, choć nie naciskaliśmy. My lubimy grzebać się w ogródku, ale młodej dziewczynie mogłoby się wydawać, iż są ciekawsze sposoby spędzania czasu. A jednak jeździła i pomagała.
Byłam dumna, iż wychowaliśmy mądrą, ładną i pomocną córkę – trudno się nie chwalić. I chyba zapeszyłam. Bo kiedy wyszła za mąż, jakby zapomniała drogę do naszego domu.
Z mężem żyją dobrze. On ma własne mieszkanie, samochód i dobrze płatną pracę. Córka też nie siedzi bezczynnie. Mówi, iż do momentu urodzenia dziecka będzie pracować, a potem zobaczą.
Rodzice męża mają trochę wyższy standard życia niż my. Nie są żadnymi celebrytami, ale mieszkają w pięknym domu, jeżdżą dwa razy w roku nad morze, leczą się tylko w prywatnych klinikach. Widzimy się rzadko, głównie na większych uroczystościach rodzinnych i to też nie zawsze.
Teściowie nie są zarozumiali, potrafią porozmawiać, ale mamy zupełnie różne tematy i kręgi znajomych. Po prostu żyjemy w innych światach.
Oni nie szukają bliższego kontaktu z nami, a my też trzymamy dystans. Za to córka jest wobec teściowej niemal na kolanach – patrzy jej w oczy, chłonie każde słowo, na pomoc biegnie o każdej porze. W stosunku do nas – zupełnie inaczej.
W zeszłym roku miałam mieć operację. Planowy zabieg, ale jednak było mi nieswojo, chciałam porozmawiać z córką. Ona jednak „nie miała czasu” – teściowa zaprosiła ją na zakupy, więc rozmowa nie wypadała.
Zabolało mnie to. Byłam w szpitalu, jutro miałam operację, a ona nie znalazła pięciu minut. Postanowiłam, iż nie będę dzwonić – jeżeli sobie przypomni, to sama się odezwie.
Nie zadzwoniła ani wieczorem, ani następnego dnia. Przez cały mój pobyt w szpitalu – cisza. Potem oczywiście przeprosiła, mówiąc, iż miała urwanie głowy. Wiedziała, iż ojciec był w trasie, a ja sama… i „zapomniała”.
Dwa tygodnie później, gdy mnie wypisywali, poprosiłam, żeby mnie odebrała samochodem – miałam torbę, a poza tym chciałam poczuć przy sobie bliską osobę. I znów nie miała czasu – obiecała teściowej, iż pojedzie z nią po zakupy.
– Nieładnie by wyszło, bo umawiałyśmy się wcześniej. Weź taksówkę, jak trzeba, to zapłacę – usłyszałam.
Taksówkę opłaciłam sama – z pieniędzmi nie mamy problemu, ale uraz pozostał. Rozumiem, iż umówiła się wcześniej, ale ja dopiero rano dowiedziałam się, iż mnie wypisują. To nie była prośba o przysługę dla kaprysu – potrzebowałam pomocy. Teściowa spokojnie mogłaby poczekać dzień bez zakupów.
Córka zadzwoniła dopiero po dwóch tygodniach – bo potrzebowała porady w sprawie dokumentów. A o zdrowie matki, która przeszła operację, zapytała dopiero na końcu rozmowy.
W zeszłym sezonie działkowym nie pojawiła się u nas ani razu. Choć mąż dzwonił kilka razy, prosząc, żeby przyjechali z zięciem pomóc – ciągle przekładali, aż w końcu mąż zatrudnił pracownika.
Za to jej media społecznościowe były pełne zdjęć z działki teściów – jeździła tam regularnie, pomagała w ogrodzie, grillowała. A na urodziny ojca wpadła na pół godziny, bo „nie miała czasu”.
Już przestałam się łudzić. Widzę, iż dla teściowej jest w stanie skakać na rzęsach, a dla nas… nie wiem, co się stało, iż tak nas odstawiła. Ale fakt jest faktem – i to się raczej nie zmieni.