Dzisiejszy dzień był na tyle piękny iż Szpagetka postanowiła powtórzyć numer z soboty i urwała się z domu. Mła sama nie wie jak kota tego dokonała, okno było co prawda niedomknięte ale nie tak żeby się kot w tym niedomknięciu zmieścił. Szpagetka w jednej chwili była w domu a dosłownie za moment mła widziała znikający w drzwiach do szopki ogrodowej czarny ogon. Tak po prawdzie to mła o pojawieniu się Szpagetki na dworze zaalarmował przychodzący z wizytą do Mrutka Lucas, któren się rozdarł na widok Szpagetki pędzącej w stronę ogrodu. Gdyby nie on to Szpagetka ulotniłaby się po cichu. Oczywiście nawoływanie krnąbrnej guzik dało, Szpagetka bowiem niespodziewanie ogłuchła. Mła zdzierała gardło ale tylko ptocy jej odpowiadali, poza tym w ogrodzie było słychać cichutki poszumek liści i nic więcej. Kota się bezczelnie nie odzywała. Latała po ogrodzie sama, potem dołączyła do niej Sztaflik. Mrutek do ogrodu zajrzał na chwilę i wrócił by pełnić obowiązki gospodarza wobec wizytującego Lucasa a Okularia olała ogrodowanie, przedkładając nad nie zaleganie na wyrku. Szpagetka wróciła dopiero w porze posiłku, dzięki Najwyższemu Kotowemu za jej apetyt. Mła znów pryskała rankę a Szpagetka okazywała niezadowolnienie.
Ścigając Szpagetkę mła zawiesiła oczko na swoim klonie strzępiastokorym, zwanym też cynamonowym Acer griseum. W tym roku sporo urósł, znaczy jak na ten gatunek, bo nie jest to drzewko z tych śmigających. Do strzępienia się kory na pniu jeszcze daleko ale w tym roku pięknie przebarwiły się klonowe liście, jak wyglądają możecie zobaczyć na fotce obok. Jest to jakieś pocieszenie po tym jak zeschły zanim zdążyły się przebarwić liście klonu tojadolistnego Acer aconitifolium. Mła wiąże z klonem cynamonowym spore nadzieje, drzewko z tych mało kłopotliwych a jesienią i zimą przykuwa uwagę - jesienią z powodu liści a zimą z powodu kory. Śledzę teraz prognozę pogody, jutro ma u nas padać, więc będę smażyła owocki doma ale w środę zamierzam posadzić rośliny z przyszopia i cebule hiacyntów i tulipków. W czwartek jadę ze Szpagetką na kontrolę ( doniosę na małpę! ) i na cmentarze pozapalać znicze. W piątek zalegam z kotami, ciastem i książkami a w sobotę zamierzam kontynuować tę zbożną działalność, bowiem pogoda ma być taka se i temperatura z tych mało sprzyjających. No i to by było na tyle. Dziś fotki z Alcatrazu a w Muzyczniku Marlene w baaardzo starej niemieckiej piosence, to cóś takiego jak u nas "U prząśniczki siedzą jak anioł dzieweczki".