– Co zrobiłem źle? – zastanawiał się Gaspar Noe, kiedy się okazało, iż z jego nowego filmu „Climax” nikt nie wyszedł, a krytycy dali mu dobre oceny.
Otóż, ja wiem, co poszło nie tak i wcale nie jest to fabuła. To jest przeżycie, które każe siedzieć na pu.pie do końca seansu. To tylko półtora godziny, jeszcze zdążysz do kibelka.
Mamy tu grupę tancerzy, która robi film. W tej właśnie chwili trwa próba – jedyna wyreżyserowana w obrazie scena. I tak, w „Climax” udział wzięli nie tyle aktorzy, co tancerze. I jak na osobników, którzy improwizowali na podstawie filmów „jak być na haju”, to wyszło im to znakomicie. Bo widzicie, w trakcie imprezy okazuje się, iż ktoś coś dosypał do sangrii. I dalej widzimy ludzi, którzy mają złego tripa. Tak, to cała fabuła. Czy to nudne? Nie – specyficzne.
Ale, porozmawiajmy o masonach. Bo w końcu recenzja się z tego wzięła, prawda? No więc… tak, „Climax” to masoński film, ale jeżeli tak się prezentują filmy masońskie z Europy, to poproszę więcej xD. Wiem, ryzykuję, ale od razu czuć, iż „Climax” jest tworzony z serca i iż funduje nam niesamowite przeżycie z tańcem. Wprawdzie tylko na początku i tak naprawdę jest mniej tańca w obrazie, niż by się chciało, ale… świetne. Dobra, oznaczenie masońskich kolorków będzie na końcu, specjalnie dla Joanka98, bo pamiętam, iż chciała.
Gdy film się zaczyna, widzimy przesłuchanie do filmu/spektaklu. Nasi tancerze są w telewizorze, obok którego stoją kasety z często horrorami. Szczególnie w oczy rzuca się „Suspiria”, „Zombie” i „Schizophrenia”, ale hej – nie oglądałam „Climaxu” na trzeźwo, bo stwierdziłam, iż to nie jest dobry film na trzeźwo i miałam rację. Ale, co ja chciałam? A, tak. Chciałam powiedzieć, iż żałuję, iż nie widziałam „Suspirii” (obu), przez co mam wrażenie, iż nie mogę dosadnie zinterpretować pod kątem masońskim filmu Gaspara. Ale powrócę do sceny z przesłuchaniem, bo za plecami tancerzy jest ściana z odpadającą tapetą. Cały ten zestaw wydał mi się bardzo symboliczny i miałam wrażenie, iż „Climax” na symbolach będzie jechał.
No i jedzie głównie na kolorach:
żółty – film adekwatnie od takiego klimatu zaczyna, bohaterka jest w żółtym stroju, pomieszczenie także… jest bardzo rzadko używany w lożach, ale ogólnie oznacza to, co najgorsze i to, co najlepsze. To też oznaczenie kontynentu, a w filmie temat Francji jest ważny, choć nie tak ważny, jak seks.
Biały to kolor niewinności… u dawnych francuskich królów kolor radości… ale dla masonów to przede wszystkim kolor inicjacji, a początek filmu to adekwatnie jego koniec, bo widzimy jedną z bohaterek w śniegu, stricte na białym tle, która się czołga i jest ranna.
Zielony kolor jest spotykany w brytyjskich (tak, mam na myśli całą Wielką Brytanię – Anglia, Szkocja, Irlandia) lożach masońskich jako część ubioru i oznaczenie hierarchii. Jednakże „Climax” to dzieło francusko-argentyńskiego reżysera, który bardzo wyraźnie oznacza, iż HALO, TU FRANCJA w swoim filmie. A zatem warto się zastanowić, czy zieleń jest przypadkowa… „nie”, przyszło. Za to jest wiecznie zielona roślina, którą masoni se upodobali – akacja. Symbolizuje życie moralne lub odrodzenie. Dla mnie to pierwsze znaczenie by się tu znalazło, bo to, co się odjewapnia w „Climax” to jest jakiś majstersztyk życia antymoralnego.
Jest w „Climax” odrobina fioletu, adekwatnie to miesza się on z czerwienią, co nie jest takie niezwykłe, bo to pochodne siebie. Myślę, iż użyto go w jakiejś intencji, tu bym stawiała na znaczenie „pokuty”, bo nie sądzę, żeby chodziło o anagram koloru (wtedy to by było nawiązanie do 5 żydowskich aniołów w kabale).
Niebieskiego w „Climaxie” prawie nie ma, jeżeli w ogóle występuje. Ale – skoro już piszę o kolorach w kontekście masonerii, to załatwię je wszystkie xD. A w sumie – niebieski oznacza nieśmiertelność, wieczność, czystość, wierność, a jasnoniebieski reprezentuje roztropność i dobroć. Tych rzeczy NIE UŚWIADCZYMY w „Climaxie”, bo widzimy odwrotność tego i to w absolutnym wydaniu.
czarnego w „Climaxie” trochę jest i tak w sumie czarni noszą czarne stroje, ale nie tylko oni. Reżyser też czasem stosuje czarne plansze na ekranie, a im bliżej końca, tym więcej czerni. Horror się dzieje i adekwatnie byłabym zdania, iż ekranowa czerń oznacza śmierć, totalne wejście w to, co się odjewapniło. Zaskakujące? Nie? Bo czerń we francuskiej (i szkockiej) loży to przede wszystkim kolor loży trzeciego stopnia . I tyle z filozofii XD.
Czerwonego tu sporo. I ogólnie można stwierdzić, iż przecież reżyser fajnie nawiązuje stylistyką do horrorów, więc to będzie naturalny kolor dla tych scen. I owszem. Jednak w kontekście masonerii oznacza kolor inicjacji i ofiary. Cóż, ofiar na ekranie nam nie brakuje, a dźwięk tylko to zaznacza, bo w pewnym momencie słyszymy krzyki. A wszystko i tak dąży albo do śmierci, albo do orgii. A orgie są z natury masońskie.
Uuuuuffffff….
Oczywiście można twierdzić, iż te wszystkie kolory zostały użyte „bo tak jest ładnie”, natomiast już samo nawiązywanie do „Suspirii” oraz wywoływanie w widzu wrażenia, iż każda scenografia jest bardzo przemyślana, każe mi szukać dziury w całym.
„Climax” to nie jest film dla wszystkich. Wielu się od niego odbije, no chyba iż będzie się spodziewać pokazania dyskoteki. Albo wejdzie w ten dziwny klimat, który nie pozwala na dojście do tronu. Zgadzam się z innymi recenzentami: tego filmu nie da się polecić. No chyba iż kochacie masońskie filmy .
NuclearPunk i Ponton Movie – ten tekst dedykuję Wam, to przez Was obejrzałam to dziwaczne dzieło xD. Dzięki i do pogadania w komentarzach .
Miłego dnia wszystkim!
PS.: A samo słowo „Climax” też ma swoje znaczenie .
PS.2: Film nie byłby tak dobry, gdyby nie muzyka. Idealnie się łączy z tym, co widać na ekranie.