Chwilami jestem

tenuieum2.blogspot.com 2 miesięcy temu

tak zmęczona, iż choćby płakać nie daję rady.

Dziś do pracy na 8.00, w domu byłam przed 16.00, zapuściłam mamie krople, odgrzałam sobie pierogi i zasiadłam do kolejnej szkolnej roboty. Koło 18.00 zadzwoniła mama, "że czas już zapuszczać jej krople". Czekaj, mówię, ostatnie miałaś o czwartej, to teraz dopiero o ósmej będą, nie bój się, ja przyjdę. No tak.

Skończyłam robotę, jakoś o 19.40 (to jedenaście godzin pracy dziś?) idę do mamy. Siedzi spanikowana i pyta, czy nie mam czegoś na uspokojenie. No, nie mam - chociaż być może jak tak dalej pójdzie to będę niebawem mieć. A co się stało?

Bo mama już sobie sama krople do oczu zapuściła, co gorsza, zupełnie nie wie, jakie. :P Bo mama ma trzy rodzaje kropli do oczu. I jedne do nosa. :P Na szczęście tych akurat nie wzięła.

No na śrubkę w :P nikt na świecie i poza światem nic nie poradzi - westchnęłam cicho. Buteleczki z kroplami do oczu znalazłam powtykane w nieswoje pudełka (znaczy inna nazwa na pudełku, inna na buteleczce). Uporządkowałam, pocieszyłam, uspokoiłam, przyniosłam pościel, życzyłam dobrej nocy, poszłam do siebie. Siadłam do kolacji.

Nie zdążyłam dogryźć bułki, kiedy w drzwiowym zamku zazgrzytał klucz. Co się znowu urodziło? - pytam. Bo ktoś do mnie dzwonił. Więc znowu idę do mamy, sprawdzam. Numer nieznany. Nie wiem, kto do ciebie dzwonił, może jakaś durna reklama. Acha.

No i tak w kółko jest. Pierdoły, tyle iż nieustannie jedna za drugą. I siadam potem w takiej kuchni nad nadgryzioną bułką, i nie mam siły ani ochoty jej dogryzać.

I zwyczajnie nie chce mi się wpuszczać nikogo do tego mojego za** świata. Zamknęłabym się w sobie :P i nie odzywała, żeby nikt tego nie widział, nie brał w tym udziału, nie próbował ani mi pomóc, ani mnie z tego wyrwać, po prostu dajcie mi wszyscy raz święty spokój.

Mniej więcej tak się teraz czuję, no. Przepraszam.

1107.

Idź do oryginalnego materiału