
Rozkwitam bujnie, choć tak nieletnie są
moje przywidzenia.
Pęka w środku słowo - genezy
nie rozumie nikt.
Przyjrzyj się płodnym łzom - są
zbyt duże, aby stały się okazjonalną pamiątką.
Cisza, tak podobna do Ciebie,
współgra z ziemią,
odtrąca niebo.
Jesteś zbyt delikatny, by wrócić
na manowce. Wrzosowisko wciąż czeka
na nawrót Twojej duszy.
Pokuta, celnie zadana,
złorzeczy przyjemności.
Dziś to ja rozdaję karty - nikczemny jest
każdy krok po więcej.
Może miłość, może cnota pozbawią
serce bliskości pozostałych uczuć?
To pozłacane powietrze.
To srebrzysty haust gwiazdy,
co zalęgła się w kąciku oka.
Wyrozumiała noc, co nie liczy już
na poranek. Warto poczekać
na wieczór, by wykląć księżyc, iż zapragnął
być kimś jeszcze.