Piękny niedzielny poranek, tak rzadki tej zimy, mógł mieć tylko jedno z dwóch zakończeń – zachód słońca w górach lub pyszna kawa w sercu polskiego miasta. Wygrała druga opcja, bo kiedy dowiedziałam się, iż Bielsko-Biała bywa nazywana małym Wiedniem, nie mogłam wyjść z szoku, iż mój jagodowy botek jeszcze tam nie stanął! Odpaliłam samochód i postanowiłam jak najszybciej naprawić ten błąd.
W podróż wyruszam z serca Krakowa. Wybieram trasę przez Skawinę i Andrychów – bez opłat za autostradę i robót drogowych docieram do celu w półtorej godziny. Pokonuję sto kilometrów i parkuję samochód zaraz przy bielskim rynku. Jest niedziela więc nie płacę za parking, a wolnych miejsc – w przeciwieństwie do Krakowa – jest w bród. Po trzech minutach już jestem w sercu stolicy Beskidu Śląskiego i staję oko w oko z figurą św. Jana Nepomucena.
Pomnik św. Jana Nepomucena na bielskim rynku. Uwaga: pochyły Rynek na tym zdjęciu nie jest złudzeniem! Główny plac jest pochylony ku wschodowi, a prostokątny kształt Rynku nie zmienił się od początku lokacji miasta, czyli od XIV wieku | fot. SzlakiSztuki.pl
Polsko-czesko-niemieckie prądy kulturowe
Ten czeski duchowny, którego dobry duch miał strzec bielskie pola przed powodzią i suszą, przyglądał się miastu już od XIX wieku do 1939 roku. Po wojnie niemal zapomniano o tej niszczejącej w kuchcie kościoła św. Mikołaja figurze. Przypomniano sobie o niej dopiero w latach 2-tysięcznych i na jej wzór stworzono kopię. Trzeba przyznać, iż całkiem udaną. W 2007 roku wykonali ją Wiesław i Barbara Arminajtis, bielscy artyści.
Figura ważnej dla Czechów postaci pokazuje również prądy kulturowe, które ścierały się w Bielsku, a tych było aż co najmniej trzy! Oprócz czeskich – polskie i niemieckie. Ślad po tych ostatnich poznamy bliżej zaledwie kilka minut drogi stąd. Zanim jednak opuszczę ten piękny rynek, przyglądam się jeszcze przez chwilę zabytkowym podcieniom i barokowym kamieniczkom, spośród których niektóre pamiętają jeszcze XVII wiek.
W Bielsku-Białej choćby ściany mają uszy
Mój wzrok na bielskim rynku przyciąga jeszcze jeden element, widoczny za plecami św. Nepomucena. To dziwaczne uszy, które zdobią jedną z kamienic. Po podejściu bliżej okazuje się, iż uszy są ceramiczne, a instalacja nosi nazwę nomen omen „Ucho”. Zaprojektował ją Remigiusz Gryta i wygląda na to, iż wystawa promuje Galerię Bielską BWA. Nie ukrywam, iż trochę rozczarował mnie brak głębi w tej instalacji – podchodząc do niej, byłam przekonana, iż zachęci mnie do większego nadstawiania uszu czy wsłuchania się w jakiś społeczny problem, jednak skromny opis umieszczony na fasadzie o niczym podobnym mnie nie poinformował. Chyba, iż tak jak to w sztuce współczesnej bywa, mój mózg sam miał się skłonić do refleksji
fot. SzlakiSztuki.pl
Tropem Marcin Lutra
Nagromadzenie ciekawych miejsc w okolicach bielskiego Rynku jest tak duże, iż ciężko jest się zdecydować, które najpierw odwiedzić Wybieram jedną z wąskich i klimatycznych uliczek ciągnących się w północnym kierunku i po trzech minutach docieram na plac Marcina Lutra.
A tam: jedyny w Polsce pomnik Lutra i ewangelicko-augsburski kościół. Żałuję, iż nie przyjechałam tutaj na wiosnę, kiedy wszystkie urokliwe miejsca są już spowite kojącą zielenią, ale wychodzę z założenia, iż każdy zabytek można zobaczyć kilka razy, a z każdym kolejnym widzi się więcej
fot. SzlakiSztuki.pl
Szlakiem Reksia i Baltazara Gąbki, czyli Bielsko-Biała dla małych i dużych
Idziemy dalej. Kolejną na liście bielskich atrakcji wartych zobaczenia są rzeźby przedstawiające postaci z kultowych polskich bajek. Okazuje się, iż na pomysł ich zobaczenia wpadam nie tylko ja – po drodze mijam pary i rodziny, które z GPSem w ręku chodzą od jednej do drugiej rzeźby, wyjaśniając swoim pociechom, jakie bajki w dzieciństwie oglądali kiedyś ich rodzice.
Pies Reksio przy fontannie nieopodal rzeki Białej i Don Pedro, czyli szpieg z krainy Deszczowców – pomniki na szlaku bajek przy ul. 11 listopada | fot. SzlakiSztuki.pl
Lechosław Marszałek, artysta z bielskiego studia, który stworzył Reksia. Inspiracją do powstania tego sympatycznego pieska była Trola – suczka rasy terier ostrowłosy, która należała do pana Lechosława | fot. SzlakiSztuki.pl
Pomniki są wyjątkowo atrakcyjne dla małych dzieci – niektóre ciągną Reksia za ucho, inne wsiadają do metalowego samochodu, jakby chciałby wyruszyć w magiczną podróż ze Smokiem Wawelskim.
Bartolini Bartłomiej i smok wawelski – kolejne figury na bielskim szlaku bajek przy ul. 11 listopada | fot. SzlakiSztuki.pl
Myślicie, iż zrobienie zdjęcia pomnika bez turystów i biegających dzieciaków było proste? Zwykłe cyk i nic więcej? Nic bardziej mylnego! Przy każdej atrakcji musiałam czekać dobrych kilka minut i szybciutko naciskać okrągły przycisk aparatu na telefonie, bo za mną już ustawiała się kolejka ciekawskich
Takie zainteresowanie może świadczyć tylko o jednym – pomysł ze stworzeniem szlaku bajek był strzałem w dziesiątkę! Mam nadzieję, iż to nie koniec, a wyjątkowych figur jeszcze przybędzie. Zresztą, jeżeli nie pomniki, to może graffiti na pustych ścianach budynków, jakich w centrum Bielsko-Białej wiele? W końcu brukselczycy dzięki ściennych malowideł stworzyli świetną promocję miasta, więc dlaczego my nie mielibyśmy się chwalić swoimi rysunkowymi arcydziełami?!
Pampalini z hipopotamem przed bielskim Ratuszem | fot. SzlakiSztuki.pl
Jeśli spodobał wam się bajkowy szlak z Bielsko-Białej, mam dla was istotną radę – pamiętajcie, iż na tej wyjątkowej trasie znajduje się jeszcze pomnik Bolka i Lolka – zaledwie 400 metrów od Reksia, przed Galerią Sfera. Najwyraźniej ja byłam tak zafascynowana sympatycznym psem (psiara, wiadomo!), iż na śmierć zapomniałam o animowanych chłopcach Cóż, potraktuję to jako kolejny argument przemawiający za tym, żeby niedługo tutaj wrócić
Bielsko-Biała żabami słynie
Oglądając bielskie rzeźby, nie można przejść obojętnie obok zdobiących plac Wojska Polskiego żab, które zostały ulokowane w narożnikach fontanny. Jedna z nich gra na flecie i opiera łapkę o drewnianą beczkę, druga siedzi z parasolką, wystawiając buzię w stronę słońca. Obie nawiązują do słynnej secesyjnej kamienicy Pod Żabami, która mieści się na rogu placu Wojska Polskiego i ul. Targowej. Zarówno płazom na placu jak i tym znajdującym się na ścianie kamienicy towarzyszą beczki, które nawiązują do winiarni Rudolfa Nahowskiego pierwotnie mieszczącej się w słynnej żabiej kamienicy.
fot. SzlakiSztuki.pl
Zamek Sułkowskich, czyli wizytówka miasta
Ostatnim moim przystankiem w dzisiejszej podróży do Bielska-Białej jest Zamek Sułkowskich, czyli górująca nad miastem, najstarsza budowla w mieście. Legenda głosi, iż w XIII wieku na jej miejscu znajdował się gródek zbójców, którzy stworzyli tutaj coś w rodzaju punktu obserwacyjnego pomagającego im napadać na podróżujących kupców. Rozbójników wypędził podobno opolski książę Kazimierz i na atrakcyjnym wzniesieniu postawił dwór myśliwski, który z czasem przebudowano na zamek, a wokół niego rozwinęło się miasto.
fot. SzlakiSztuki.pl
Obok zamku nie można przejść obojętnie. Po pierwsze warto wybrać się na spacer dookoła niego – choćby po to, żeby zobaczyć miasto i ciekawą architekturę z nieco wyższej perspektywy i oczywiście móc przyjrzeć się gmachowi Teatru Polskiego, który został wzniesiony w XIX wieku według projektu wiedeńskiego architekta.
fot. SzlakiSztuki.pl
Jeśli ten budynek przypomina wam Operę Wiedeńską lub Teatr Narodowy w Budapeszcie – świetnie! Właśnie o taki efekt chodziło Emilowi von Förster, austriackiemu budowniczemu i twórcy projektu bielskiego teatru.
Skoro już jesteśmy przy teatrze – podczas zwiedzania zamku, warto koniecznie zajrzeć do wieży, gdzie stare zdjęcie teatru zestawiono z jego aktualnym wyglądem.
fot. SzlakiSztuki.pl
W muzeum warto odwiedzić też portrety z przełomu XIX i XX wieku. Ostrzegam jednak, iż większość z nich to mężczyźni, których niemieszczące się w jednej linii opisy dumnie prezentują ich tytuły i zawodowe osiągnięcia, przy czym skromne podpisy przy kobietach informują jedynie o tym, iż przed oczami mamy „nieznany portret kobiety” lub matkę czy żonę. Mam nadzieję, iż kiedy za sto lat kolejne pokolenia będą zwiedzały bielski zamek, zobaczą więcej kobiecych osiągnięć, a portrety matek czy żon będą również opatrzone ich nazwiskami.
Godna uwagi jest też Galeria Grafiki Przełomu XIX i XX wieku, dzięki której zobaczymy prawdziwe graficzne perełki i przejrzymy prace niemal wszystkich technik, począwszy od litografii i drzeworytów aż po akwaforty, a także wypukłe i wklęsłe formy w różnych kolorach.
A na deser to, co lubię najbardziej czyli klasyczne wnętrza i biedermeierowskie salony Niegdyś były one chlubą bielskich rodzin, a z czasem trafiły pod dach muzeum, dzięki czemu możemy je dzisiaj podziwiać.
fot. SzlakiSztuki.pl
Do widzenia, beskidzko stolico! Myślę, iż już niedługo znowu się zobaczymy