Mówi się, iż nie powinno się oceniać książki po okładce. W wielu przypadkach tak jest, jednak czasami naprawdę wystarczy na kogoś spojrzeć, aby wiedzieć, z kim mamy do czynienia. Taki Arilus cristatus na ten przykład wygląda jak owad, którego lepiej nie drażnić i coś w tym jest. Wystarczy spojrzeć na jego tułów, który zdobi dziwaczny, kolisty kołnierz z licznymi ząbkami. Do niego zresztą nawiązuje jego angielska nazwa „wheel bug”, ponieważ budzi skojarzenia z kołem zębatym. Mnie osobiście kojarzy się jednak z piłą tarczową, która wystaje z jego ciała i tylko czeka na odpalenie. Kołnierz sam w sobie jest nieszkodliwy, ale to nie znaczy, iż posiadający go pluskwiak jest całkowicie bezbronny. Wręcz przeciwnie. Natura wyposażyła go w potężną, ostrą kłujkę i może nią boleśnie ugodzić każdego napastnika, który będzie na tyle niemądry, aby z nim zadrzeć.
Systematyka
W sumie nie ma się co dziwić jego groźnej aparycji. Arilus cristatus należy przecież do rodziny zajadkowatych (Reduviidae), czyli tzw. „assassin bugs”, a to jednak do czegoś zobowiązuje. Jak do tej pory u mnie na blogu zagościł tylko jeden przedstawiciel tej rodziny, czyli srogoń napastnik (Rhynocoris annulatus) i pomijając gatunki egzotyczne, takie jak właśnie A. cristatus, raczej nic nie wskazuje na to, żebym w przyszłości pokazał więcej przedstawicieli tej rodziny. Wszystko dlatego, iż w Polsce żyje zaledwie 10 zajadkowatych, a większość z nich to gatunki mniej lub bardziej rzadkie i spotkanie ich jest bardzo trudne. Zajadkowate to pluskwiaki, które wolą znacznie cieplejsze klimaty, dlatego większość z nich zamieszkuje rejony tropikalne oraz subtropikalne. W sumie na całym świecie odnotowano 7 tys. zajadkowatych, więc naprawdę całkiem sporo.
Wygląd
Arilus cristatus to pluskwiak, który imponuje pod wieloma względami. Chociażby gabarytami. Długość jego ciała waha się bowiem od 2,4 do 3,3 cm (bugguide.net podaje, iż może osiągać choćby 3,6 cm). To oznacza, iż jest wielkości naszego szerszenia! Nic więc dziwnego, iż jest największym zajadkiem występującym w Ameryce Północnej. Cechą charakterystyczną Arilus cristatus jest wspomniany przeze mnie wcześniej kolisty kołnierz z ząbkami na tułowiu. Żaden inny owad w Kanadzie i USA takiego nie ma, więc jeżeli będzie kiedyś w tamtych stronach i spotkacie wielkiego owada z takim wyrostkiem, możecie być pewni, iż to właśnie ten pluskwiak. W Ameryce Środkowej i Południowej żyje jednak kilku jego krewniaków, którzy też mogą się pochwalić podobnym kołnierzem, więc warto o tym pamiętać. No dobrze, a po co mu adekwatnie taki osobliwy element budowy ciała? Cóż, jak do tej pory nie udało się tego ustalić i na razie nic nie wskazuje na to, aby miało się to zmienić.
Jeśli kiedyś będziecie chcieli złapać palcami za ten wyrostek, to od razu mówię, iż to naprawdę zły pomysł! Dumą i chlubą tego pluskwiaka jest potężna kłujka, która w trakcie spoczynku jest złożona pod głową, ale i tak dobrze ją widać. Na co dzień, kłujka służy mu do polowań na inne owady, jednak w sytuacji zagrożenia, może jej użyć do obrony. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, iż kłujka jest stosunkowo krótka, ale w zupełności wystarczy, aby sięgnąć nią do wyrostka. Dlatego jeżeli złapiecie za niego palcami, pluskwiak może z łatwością odwrócić głowę i ukłuć, co zdecydowanie nie jest przyjemne. Początkowo ukłucie nie jest aż takie straszne i można je porównać do lekkiego porażenia elektrycznego. Po niecałej minucie pojawia się jednak coraz silniejszy, piekący ból, który największą intensywność osiąga po 5 minutach od ukąszenia i może się utrzymywać przez kilka godzin. Następnego dnia pieczenie ustępuje, ale pozostaje tępy, pulsujący ból, podobny do tego, który powstaje po uderzeniu się młotkiem w palec. Taki dyskomfort może się utrzymywać przez kilka kolejnych dni. Co jednak ciekawe, nie ma bólu, zaczerwienienia ani obrzęku w miejscu ukąszenia. Tak to przynajmniej opisuje Bob Androw, pracownik Carnegie Museum of Natural History w Pittsburghu. Oczywiście u różnych osób reakcja organizmu na ukąszenie może być trochę inna, ale nie zmienia to faktu, ze lepiej nie brać tego pluskwiaka do ręki.
Jeśli jest jedna rzecz, która nie robi zbytniego wrażenia w tym pluskwiaku, to jego ubarwienie. To jest bowiem niemal w całości, szaro-brązowy. Tylko jego kłujka, czułki i golenie tylnych nóg mają czerwono-brązową barwę. A, no i pozostało zakrywka, która ma ciemnobrązową barwę. Takie ubarwienie może nie jest zbyt atrakcyjne, tym bardziej, iż wiele innych zajadkowatych, często ma jaskrawe, ostrzegawcze kolory, ale z pewnością pomaga mu się ukryć wśród uschniętej roślinności.
Gdzie go można spotkać?
Arilus cristatus występuje przede wszystkim w Ameryce Północnej. Znaleźć go można m.in. we wschodniej Kanadzie oraz w USA, gdzie również preferuje tereny wschodnie. Dodatkowo, jest obecny w Ameryce Środkowej i w Kolumbii. Spotyka się go m.in. w lasach, na łąkach, wśród zarośli i w ogrodach. Czas występowania tego pluskwiaka różni się w zależności od regionu, w którym jest obecny. Na Florydzie i w Środkowej Ameryce jest spotykany przez cały rok, zaś w północnych regionach spotyka się do w czasie ciepłych okresów.
Drapieżnik pełen tajemnic
Ten interesujący pluskwiak jest aktywny głównie w ciągu dnia, choć czasami pojawia się także w nocy. Zdarza się, iż przylatuje do sztucznego światła. zwykle można go spotkać na roślinach zielnych, krzewach i pośród listowia, gdzie poluje na inne owady. A. cristatus jest opisywany jako wyjątkowo agresywny drapieżnik, zwłaszcza w warunkach naturalnych. Gdy się go jednak trzyma w niewoli, ponoć przestaje być taki zajadły. Jego łupem padają różne owady, chociażby motyle i ich gąsienice (również te gęsto owłosione), chrząszcze i ich larwy (zwłaszcza stonki i biedronki), błonkówki oraz inne pluskwiaki. Bez trudu atakuje inne groźne owady, np. pszczoły czy małe modliszki. Czasami poluje też na inne bezkręgowce. Wśród jego ofiar znajduje się wiele gatunków uznawanych za szkodniki. Dobrym przykładem może być inwazyjny chrząszcz Popillia japonica, inwazyjny pluskwiak Lycorma delicatula czy gąsienice bielinka kapustnika. Z tego względu Arilus cristatus uchodzi za gatunek bardzo pożyteczny. Swoją ofiarę chwyta przednimi nogami, po czym wbija w nią kłujkę i wstrzykuje w jej ciało toksynę, która paraliżuje ją i uśmierca w ciągu 15-30 sekund.
Jedna z moich książek, konkretnie „Owady” Henryka Sandnera z 1989 r. wspomina, iż chociaż Arilus cristatus poluje na inne owady, to „przy okazji również nie gardzi krwią człowieka”. To dość niepokojąca informacja, ale przyznam szczerze, iż mam wątpliwości, czy jest prawdziwa. Raz, iż ta książka ma już swoje lata, więc podane w niej informacje warto traktować z pewną dozą ostrożności, no a dwa, to jedyne źródło pisane, które o tym wspomina. Nigdzie indziej, czy to w książkach czy choćby w Internecie, nie znalazłem informacji, aby ten gatunek żywił się ludzką krwią. Inna sprawa, iż istnieją zajadkowate, które ją wysysają. Należą do podrodziny Triatominae i można je spotkać w obu Amerykach. Najbardziej znanym przedstawicielem tej podrodziny jest Triatoma sanguisuga o którym zresztą też wspomina Henryk Sander w swojej książce. Można go spotkać w Stanach Zjednoczonych i jego zasięg dość mocno się pokrywa z A. cristatus. Ten ostatni należy jednak do odrębnej podrodziny Harpactorinae, co jest kolejną sugestią, iż nie ma wiele wspólnego z krwiopijnymi przedstawicielami Triatominae.
Podobnie jak nasze zajadkowate, A. cristatus potrafi wydawać dźwięki dzięki swojej kłujki. Koncertujący pluskwiak pociera nią o rowek na spodzie ciała i w ten sposób wytwarza odgłos przypominający ćwierkanie. Jak do tej pory nie udało się ustalić, po co adekwatnie to robi. Istnieje możliwość, iż to jakiś sposób na komunikację z innymi osobnikami. Skoro już mowa o tajemnicach kryjących się za tym pluskwiakiem, to kolejną taką jest para pomarańczowo-czerwonych woreczków zapachowych, które wysuwają się z końca odwłoka. Takie woreczki można znaleźć wyłącznie u samic i nie jest do końca jasne, jaka jest ich rola. Kiedyś myślano, iż dzięki nim pluskwiak wydziela ostry zapach odstraszający drapieżniki, jednak za tę funkcję są odpowiedzialne gruczoły na śródpiersiu (zapach ten jest wyczuwalny przez ludzi, ale nie tak silny, jak u tarczówkowatych). To oznacza, iż czerwone woreczki samic raczej nie mają nic wspólnego z obroną i prawdopodobnie pełnią jakąś funkcję związaną z seksualnością.
Kilka słów o godach
Skoro mowa seksualności, to przejdźmy do godów, które u tego pluskwiaka mają miejsce jesienią. jeżeli chodzi o kopulację, to tutaj nie mam zbyt wielu informacji o tym gatunku, poza jedną. Zdarza się bowiem, iż samice pożerają swoich partnerów po odbytej kopulacji. Jako iż Arilus cristatus nie stroni od kanibalizmu i to na wszystkich etapach swojego rozwoju (poza jajem oczywiście), nie jest to nic zaskakującego. Po kopulacji, samica składa jaja, których może być od 40 do 200. Każde z nich ma ok. 3,7 mm, cylindryczny kształt i brązową barwę. Samica umieszcza je na gałęziach i pniach drzew, krzewach oraz innych obiektach, zwykle nieco ponad 1 m nad ziemią. Nie składa ich pojedynczo, ale w klastrach, które mają kształt sześciokąta. Jaja są ze sobą złączone kleistą substancją, która utrzymuje je w jednym miejscu oraz chroni przed niekorzystnymi warunkami pogodowymi, pasożytami i drapieżnikami. Po złożeniu jaj samica umiera, natomiast jaja bezpiecznie zimują. Młode osobniki wylęgają się z nich wiosną i trzeba przyznać, iż dość mocno różnią się od dorosłych.
Larwy Arilus cristatus po wykluciu się z jaj mają ok. 8 mm długości, ich odwłok ma jaskrawą, czerwoną barwę, no i nie mają na tułowiu charakterystycznego, zębatego wyrostka. Można więc powiedzieć, iż na pierwszy rzut oka nie różnią się zbytnio od larw innych zajadkowatych i ich rozpoznanie może być trudniejsze, niż w przypadku dorosłych. Larwy tego pluskwiaka już od najmłodszych lat są drapieżne, choć oczywiście polują na odpowiednio mniejsze ofiary, czyli np. mszyce, czy małe chrząszcze z rodziny stonkowatych. Chętnie też atakują przedstawicieli swojego gatunku. Młode A. cristatus przechodzą pięć wylinek i po tym okresie osiągają dorosłość. Ogólnie rzecz biorąc, potrzebują ok. 94 dni na pełny rozwój, choć dokładny czas rozwoju jest uzależniony od klimatu. Oczywiście nie jest też tak, iż wszystkie wyklute larwy dotrwają do dorosłości. Mimo, iż są drapieżne, to one również padają łupem różnych drapieżników. Ba, nie ma choćby gwarancji, iż szczęśliwie wyklują się z jaj, ponieważ te mogą być infekowane przez pasożytnicze błonkówki, takie jak Anastatus reduvii, Ooencyrtus clisiocampae czy Ooencyrtus johnsoni.
Warto przeczytać:
- Arilus cristatus w Insektarium
- Arilus cristatus na stronie entnemdept.ufl.edu
- Arilus cristatus w bugguide.net
- Arilus cristatus na stronie Extension Entomology
- Arilus cristatus na stronie Carnegie Museum of Natural History