Dziś skończyłem sześćdziesiątkę, a ludzie mówią: „Już nikomu nie jesteś potrzebny?”. A ja myślę, iż to najlepsze, co mnie spotkało.
Zawsze słyszałem, iż przychodzi taki wiek, gdy świat stawia na mężczyźnie krzyżyk. Dzieci dorosły, wnuki zajęte swoim życiem, a starzy kumple dzwonią tylko od święta. Wielu z nas wtedy cierpi, desperacko chwytając się młodości, udowadniając, iż jeszcze coś znaczą. Ale nie ja. Nie walczę. Bo nie czuję, iż coś tracę. Wręcz przeciwnie – wygrywam.
Nazywam się Marek Nowak, mam sześćdziesiąt lat. Mieszkam w Łodzi, w małym, przytulnym mieszkanku, które urządziłem sobie po przejściu na emeryturę. I wiecie co? Nie męczę się. Cieszę się życiem. Nikt nie dzwoni do mnie dziesięć razy dziennie z narzekaniami, nikt nie żąda, żebym natychmiast przyjeżdżał, siedział z wnukami, pożyczał pieniądze albo wysłuchiwał cudzych żali. To nie samotność. To wolność.
Przez lata byłem „tym wygodnym”. Wsłuchiwałem się w cudze problemy, wchodziłem w cudze dramaty, pożyczałem grosze, których sam ledwo starczało. Przychodzono do mnie nie dlatego, iż ktoś chciał mnie zobaczyć, ale dlatego, iż wiedział – nie odmówię. Byłem zapasowym lotniskiem, bezpieczną przystanią, w której zawsze można było się wypłakać. Ale gdy sam potrzebowałem pomocy – cisza. Żadnego „trzymaj się”, żadnego „jestem przy tobie”. Tylko pustka.
I w pewnym momencie zrozumiałem: dość. Nie chcę już być potrzebny wszystkim. Chcę być potrzebny sobie.
Teraz mam dzień tylko dla siebie. Wstaję i nie rzucam się od razu do pomagania innym. Idę na spacer. Czytam książki. Majsterkuję w garażu. Pieczę chleb nie dlatego, iż ktoś poprosił, ale dlatego, iż mam na to ochotę. Hoduję pelargonie na balkonie i nie muszę nikomu tłumaczyć, dlaczego wydałem pieniądze na doniczki zamiast na „coś pożytecznego”. Żyję tak, jak chcę.
Mam wnuczkę, Zosię. Kocham ją nad życie. Widujemy się w weekendy, ale nie zamieniłem się w darmową opiekunkę. Nie jestem niewolnikiem dziadkowej roli. Jestem mężczyzną, który zaczął nowy rozdział.
Tak, nie otacza mnie tłum. Ale ci, którzy przychodzą, robią to z własnej woli. Nie po pomoc, nie po datki – po prostu chcą być blisko. Bo ze mną jest dobrze.
Nie boję się samotności. Nie jestem sam. Otacza mnie spokój, cisza i… ja sam. W końcu nauczyłem się być ze sobą.