
5.
nie było łatwo wyjść jeszcze za dnia
iść polną drogą po roztopach
ale świeciło słońce i cień się kładł
długi cień na wykrotach
kamienie pod butami syczały jak węże
niewyspane nierozmowne jeszcze
za to dęby strute i nagie
wyszeptały mi balladę
o domu i o ludziach
o lesie o sadzie
zrozumiałam iż dom gwałtownie umiera
bez ludzi tak kiedyś jak teraz
i odeszłam jak po pogrzebie
szybko nie patrząc za siebie
a drzewa za mną krzyczały
nie odchodź nie odchodź
potem bluszczem ożyły nieco
i jak kopce pod krecim naporem
ożywiły łąkę i wiosnę
dzwoniąc nagłym gęsim klangorem
tylko chwilę trwało zdziwienie
a już rzeczki szum wił się w łozach
i trwoniłam blade spojrzenia
na zgrzybiały i przegniły chorał
widok jednak ożywał powoli
słońcem które świeciło natchnione
nie potrafię wyjaśnić wizji
drżącej i prześwietlonej
ale jedno wiem bo to czuję
że to Bóg się nad światem pochylał
właśnie gdy szłam polną drogą
niepodobna do z mgły motyla