**Dzisiejszy wpis w dzienniku**
Na ulicach miasta, gdzie chodniki pokrywały się grubym dywanem złotych i czerwonych liści, rozgościła się późna jesień. Powietrze było przejrzyste i chłodne, jakby kruche gotowe rozpaść się w dłoniach niczym szkło. Słońce nie grzało już tak hojnie jak latem, ale jego promienie wciąż przebijały się przez gęstą zasłonę chmur, zostawiając na ziemi miękkie plamy światła. Liście, niczym małe skrzydlate istoty, wirowały w powietrzu, szeleszcząc pod stopami przechodniów towarzysząc samotnym myślom.
Dwunastoletni Kacper wracał ze szkoły, owinięty w ciepły wełniany szalik, który na poprzednią zimę zrobiła mu mama. Schował głęboko ręce w kieszenie kurtki i lekko pochylił głowę, by wiatr nie smagał go po twarzy. Po drodze myślał o gorącej herbacie czekającej w domu, zapachu świeżo upieczonych racuchów i o tym, jak mama powita go uśmiechem, pytając: *No jak, synku? Jak tam w szkole?* Marzył, by jak najszybciej znaleźć się w tym przytulnym miejscu, gdzie wszystko było miłość, troska, ciepło i domowe szczęście.
Przed małym sklepikiem spożywczym, który zawsze przyciągał uwagę jaskrawym szyldem i aromatem świeżego chleba, Kacper zauważył starszą kobietę. Stała przy kasie, licząc drobne monety w dłoniach, podczas gdy sprzedawczynia cierpliwie czekała, nie okazując zniecierpliwienia. Kobieta miała na sobie stary, wytarty płaszcz, który służył jej wiernie od wielu lat. Włosy miała schowane pod chustką, a dłonie drżały czy to z zimna, czy z wieku, trudno było powiedzieć.
*Brakuje mi dwóch złotych* powiedziała cichym głosem, niemal szeptem, w którym słychać było nie tylko zakłopotanie, ale i ból.
Kacper mimowolnie zwolnił. Jego wzrok prześlizgnął się po koszyku kobiety: leżał w nim tylko chleb, paczka herbaty i mleko. Nic więcej. Same podstawy. Coś w nim zagrało, jakby ktoś delikatnie dotknął jego serca.
Podszedł bliżej.
*Ja dopłacę* powiedział, wyjmując z kieszeni dwie monety.
Kobieta spojrzała na niego zdziwiona. W jej oczach, przyćmionych przez lata życia, mignęło coś żywego nadzieja, wdzięczność, lub po prostu ludzka więź, czasem ważniejsza niż pieniądze.
*Dziękuję, chłopczyku* szepnęła. *Jesteś dobrym chłopcem.*
Te słowa zawisły między nimi jak pierwsze krople deszczu przed burzą. Kacper już chciał odejść, ale kobieta delikatnie ujęła jego dłoń. Nie mocno, ale wystarczająco, by zrozumiał to ważne.
*Wejdź do środka* poprosiła. *Chcę ci podziękować.*
Chciał odmówić. Mama zawsze powtarzała: *Nie chodź do obcych.* Ale było coś w jej spojrzeniu coś więcej niż zwykła wdzięczność. To było zaproszenie do innego świata, świata, w którym czas płynie wolniej, a serce staje się większe.
I zgodził się.
**Herbata z liści porzeczek**
Jej dom okazał się mały, ale przytulny. Zdawało się, iż trzyma w sobie ciepło wszystkich przeżytych lat. Pachniało ziołami, suszonymi kwiatami i czymś jeszcze czymś bardzo starodawnym i dobrym. Na parapetach stały doniczki z pelargoniami, kwitnącymi choćby o tej późnej porze roku. Wyglądało na to, iż wiedziały, iż mieszka tu dobra dusza.
*Nazywam się Anna Nowak* przedstawiła się kobieta, sadzając Kacpra przy drewnianym stole.
Postawiła na stole stary czajniczek i wyjęła z szafki płócienny woreczek.
*To liście porzeczek, sama zbierałam latem* powiedziała, zalewając aromatyczne liście wrzątkiem. *Latem pachną jak słońce, a zimą przypominają o cieple.*
Herbata była niezwykła lekko cierpka, z lekką goryczką i delikatnym posmakiem. Rozgrzewała nie tylko ciało, ale i duszę. Pili w ciszy, przerywanej tylko trzaskiem drewna w piecu i okazjonalnymi pytaniami Kacpra:
*Jak długo tu pani mieszka?*
*Od zawsze. Ten dom zostawił mi mąż. Odszedł dawno temu Ale każdy kąt pamięta jego kroki.*
Anna Nowak wyjęła stary album z pożółkłymi kartkami i starannymi podpisami.
*To ja* pokazała zdjęcie, na którym młoda kobieta w białej sukience stała nad rzeką, uśmiechając się do słońca.
Kacper nie mógł uwierzyć. Na fotografii była piękna, uśmiechnięta dziewczyna o jasnych oczach i żywym spojrzeniu.
*To pani?*
*Tak* skinęła głową babcia. *Czas biegnie szybko, chłopcze. Dziś jesteś młody i silny, ale jutro jutro będziesz taki jak ja.*
Westchnęła, wspominając czasy, gdy biegała boso po polach, gdy każdy poranek zaczynał się od piosenki i radości. Potem wstała i podeszła do antycznej komody. Otworzyła sekretną szufladkę i wyjęła małe drewniane pudełko ozdobione rzeźbami.
*Weź to. Ale otwórz dopiero w domu.*
**Tajemnica medalionu**
Kacper nie mógł się oprzeć. Gdy tylko wyszedł od babci Anny, usiadł na ławce przy placu zabaw i otworzył pudełko. W środku leżał mały srebrny medalion. Serce zabiło mu szybciej. Ostrożnie nacisnął zamek i medalion się otworzył.
W środku była ta sama fotografia. Młoda Anna Nowak uśmiechała się do niego z przeszłości. Ale najbardziej zdumiewające było co innego: w jej oczach lśniła ta sama dobroć co teraz. Ta sama mądrość. Ta sama miłość do życia.
Nagle Kacper zrozumiał, iż ludzie nie starzeją się w środku. Ich dusze pozostają takie same jasne, żywe, tylko ukryte za zmarszczkami i siwizną.
Delikatnie zamknął medalion i ruszył do domu, trzymając go w dłoni. Teraz wiedział, iż dobroć to nie tylko słowo. To coś, co łączy ludzi przez lata.
**Nowy początek**
Następnego dnia Kacper znów przyszedł do babci Anny. Tym razem przyniósł torbę z ciepłymi rękawiczkami, które zrobiła mama, i nowy album na zdjęcia.
*Wypełnijmy go nowymi fotografiami* powiedział, podając jej album