Lila ma ciekawą panią od fizyki. Babka spędziła sierpień w Japonii, kręcąc się w okolicach Hiroszimy, bo ciekawi ją tematyka broni jądrowej. Chce puścić uczniom jeden film o tym co dzieje z ciałem poddanym promieniowaniu, ale by tak się mogło stać, cała klasa musi na to wyrazić zgodę. Inny temat gdzie ich o to zapyta, będzie związany z kalorycznością. Dla wielu osób liczenie kalorii jest tematem niezręcznym i mogą się w nim czuć niekomfortowo. Naprawdę niesamowite jest współczesne uwrażliwienie edukacji. Ja nie mam takiej cierpliwości, więc szacunek do wszystkich którzy ją mają!
<>
Mamy do odbioru dowód Lilki (jadę z nią dziś) i jej paszport (pojadę jutro, bo jest mi do tego niepotrzebna). Pewnie jak pojedziemy do gminy to wpadnę na znajomego, który jest zastępcą wójta i wiele lat temu 11.09 spędzał na Manhatanie (bo tam mieszkał). Co roku robi akcję nagłaśniającą atak na WTC, tak iż zapomnieć się nie da!
A jak pokażę Wam dziś amerykańsko-osławioną kukurydzę. Czy to roślina niewymagająca, czy po prostu lepiej znosi ocieplenie klimatu (?), ale na rynku niedługą będą ją chyba sprzedawać na kilogramy, a nie kolby. Jest jej pełno, nie straszne jej suche lata i rośnie u każdego. My kupujemy u takiego gościa, który specjalizuje się w czosnku, ale wysiewa także kukurydze i ścina to co wyrosło przy płocie. Jest zupełnie inna niż z tych styropianowych tacek z marketu. Trzeba ją obrać, pościągać te włochate liście i choćby po ugotowaniu ma wyraźnie wyczuwalne ziarenka. Ja ją ciosam, mieszam (w MISCE Z BOLESŁAWCA) z masłem i solą, a z tej sklepowej, po takim zabiegu, robi się taka papka!